Cyklonraport 24-30.09

Cyklonowe zakończenie sezonu czyli Rajcza Tour i powiązany z tym wyjazd... W wyścigu wystartowało dwóch naszych zawodników, Paweł P. (31 miejsce w kat.) i Adam (11 miejsce). Łatwo nie było, co widać na poniższym zdjęciu...


 


Adam:


,,Helena mam zawał”, albo jak negocjowałem z sercem.

Ogłoszenie klubowe z końca czerwca (... /POŻEGNANIE SEZONU - Rajcza Tour/ Taki pomysł jest, żeby godnie pożegnać sezon weekendem w naszej supertajnej kwaterze w Ciścu i opędzeniem przy okazji znakomitego wyścigu Rajcza Tour...). 

Po takiej odezwie nie można pozostać obojętnym, zgłosiłem wolę udziału i się zaczęło. Nie mam samochodu więc z końcem sierpnia rezerwacja biletów PKP. Ponieważ wyścig jest w górach wymieniam kasetę z “mazowieckiej 11-25” na “górskie Alivio 11-32”. W międzyczasie okazało się, że mogę odwołać bilety i pojechać samochodem, z czego skwapliwie skorzystałem.

Dzięki temu, w piątek wieczorem, w Rajczy dowiedzieliśmy się jak spowodować, że w sobotę staniemy na starcie. Napisałem “staniemy”, bo pociągnięty moim przykładem, wystartować postanowił również Paweł Perczyński, dla którego to już kolejna edycja Rajcza Tour. Późną nocą jeszcze ustalenia Strategii i Taktyki na wyścig, czyli każdy jedzie swoje i nie ogląda się na innych. 

Sobota przywitała mnie ozięble, temperatura wskazywała 278 stopni Kelwina, nie padało. Razem z Pawłem pojawiliśmy się w biurze zawodów na godzinę przed startem. Pobraliśmy dodatkowe skarpetki i numery startowe. Wychylenie się z samochodu i zamocowanie numerów startowych było sporym wyzwaniem, ale zbliżająca się chwila startu wymusiła zebranie się w sobie i wejście do sektora startowego. 

Start odbywał się za samochodem rozprowadzającym, który miał za zadanie bezpieczne doprowadzenie peletonu do pierwszego podjazdu. I nawet na tym krótkim odcinku zostałem urwany. Nie zmartwiłem się tym, do końca wyścigu pozostawało jeszcze ponad 70 kilometrów. Peleton doścignąłem kiedy kłębił się na podjeździe w Dziergasowie o chwilowych nachyleniach dochodzących do 28,6%. Idąc pod górę czułem się jak uczestnik Wyścigu Indywidualnego Elity UCI z ich przewyższeniami. Doświadczenie z MTB oraz buty na gumowej podeszwie spowodowały, że udało mi się kilku konkurentów wyprzedzić. Na krótkim wypłaszczeniu ok. 8% wsiadłem na rower, dzięki czemu pierwszą oficjalną sesję zdjęciową zaliczyłem w siodle (to to zdjęcie na którym nie wszyscy jadą :) ). Na zjazdach optymiści, których połknąłem na podjeździe odrobili stratę. Na horyzoncie pojawił się kolejny podjazd, tym razem do granicy. Jechało mi się super, górska kaseta oszczędzała nogi i oddech i to mnie zwiodło. Zawodnicy przede mną spowodowali podbicie kadencji …. i nagły szum w uszach. Doszedłem do ogranicznika tętna na mocno czerwonym polu. Tętno 101% - odpuściłem. Tak to jest kiedy serce i rozum nie potrafią się dogadać. Zacząłem myśleć o wycofie, tym bardziej że na szczycie znajdowała się karetka pogotowia i Policja obstawiające zawody. Zanim do nich dotarłem, wynegocjowałem ze swoim sercem układ - ja nie myślę o wyprzedzaniu konkurentów, a ono pozwoli mi dojechać do mety i rozkoszować się widokami. Jadąc spokojnie, na odcinku ze Skalitego do granicy, ujrzałem poprzedzającą mnie dwójkę zawodników, cierpiących na podjeździe porównywalnie lub nawet bardziej niż ja. Tym razem nie przyspieszyłem, ale powoli zacząłem się do nich zbliżać, i w ten sposób, dość dla mnie nieoczekiwanie, znalazłem się na pętli. 

Jakiś czas temu, opisując mój udział w Małej Lidze XC, wspomniałem że jazda na pętli jest fajna, bo nie doskwiera ci samotność. Tak było i tym razem. Na drugim podjeździe pod Kotelnicę spotkałem Marcina, który tego dnia zajmował się motywacją i robieniem zdjęć. Jak wytłumaczyć pokrzykującemu motywatorowi, że nie jest ważne ile tracisz do czołówki, ale to że 200 metrów przed tobą jedzie twoje przedostatnie miejsce w wyścigu? W końcu nastąpiło dawno wyczekiwane przeze mnie zdarzenie, na zjeździe do Lalik, przy prędkości ok. 60km/h udało mi się odrobić dwie lokaty. Na ostatnią pętlę wjeżdżałem z przewagą około 1 minuty nad kolejnym zawodnikiem. Na podjeździe przed metą odmawiają mi posłuszeństwa mięśnie ud. Idąc pod górę modlę się, żeby wypracowana przewaga wystarczyła. Oglądam się przez ramię i widzę, że tamten jedzie i jest coraz bliżej. Jakim cudownym dźwiękiem może być dźwięk wydawany przez wypinane zatrzaski SPD. Teraz idziemy obaj. Na wypłaszczeniu podejmuję trud wejścia na rower i niezagrożony przekraczam linie mety. DOJECHAŁEM i nie jestem ostatni, ani nawet trzeci od końca.HURRA!!!!

Podsumowując wyścig - same pozytywy, kaseta od MTB w górach - strzał w dziesiątkę (i ten błysk zazdrości w oku wśród konkurentów, którzy zobaczyli i zrozumieli), świetnie sprawdziły się założone i skonsultowane z Marcinem taktyka i strategia - 100% zawodników KK Cyklon Warszawa biorących udział w zawodach, ukończyła wyścig, dużo nie padało, i zmarzłem tylko odrobinę, Paweł dołożył mi na mecie 30 minut, ja po prostu dłużej podziwiałem krajobrazy. A już za dwa tygodnie Wawer…..








Tymczasem Paweł S. biegał sobie po Warszawie (Bieg na Piątkę w ramach PZU Maraton Warszawski) i wybiegał Maję ;)



Szymon opisał nam swoje wrażenia z wyścigu Polandbike, który odbył się w poprzedni weekend:

Tytuł może być tylko jeden "żeby się ścigać, trzeba się ścigać". Po 3 miesiącach bez startów wynik nie mógł być oszałamiający.. i nie był. Jednak 10 Open i 15 w M3 wielkiego wstydu nie uczyniły. Temperatura "upadła" po tygodniu upałów okazała się idealna do ścigania. Początek maratonu tradycyjnie trochę za mocny jak dla mnie, ale potem się jakoś zaczęło układać. Po nastu kilometrach dogoniłem peleton 1-go sektora, który mi wcześniej nawiał. Niestety podjazd na skarpę w Moczydłowie w połączeniu z moim płaskim profilem mocy spowodował odpadnięcie od grupy... no i kolejne 20 km jechałem sam. W końcówce jeszcze chwila w małej grupce i finisz znowu samotny. Generalnie trasa jak dla mnie w większości za mało techniczna, acz kawałki nad Wisłą i w lasach bywają fajne.


 


Mateusz o swoim "powrocie do żywych":

Świat powoli wraca do normalności. Projekt książka wychodzi na ostatnią prostą. Dzieciaki udało się rozlokować, jedno w szkole, a drugie w żłobku. Powoli wraca też zdrowie. Po majowej kontuzji sezon letni był stracony, ale jest szansa na udany sezon halowy i walkę na MP w 2019 r. Coś już nawet próbuje biegać. Jeszcze dwa miesiące i zamknę najcięższy rok w życiu i wreszcie się wyśpię.

Wyniki:


PZU Maraton Warszawski 30.09m.openm.katczas
Paweł Szulim (bieg na piątkę)27100:20:35
Rajcza Tour 30.09m.openm.kat
Paweł Perczyński9831
Adam Grabek10411

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz