Filip, mimo kraksy, dzielnie walczył i zajął 16 miejsce na edycji Małej Ligi w Otwocku. Robertowi poszło lepiej na Mazovii w Rawie, gdzie na dystansie fit wygrał swoją kategorię.
Przemek z Krzychem znów odbywali wojaże, tym razem na tapecie Trutnov Trails i okolice.
Przemek:
Objazd świetnego szlaku granicznego w górach Kruczych i Jastrzębich, start z Lubawki. Kilka bardzo pionowych podejść dało w kość, ale ogólnie bardzo przyjemne 40km. Drugiego dnia wizyta w Trutnov Trails i objazd wszystkich tras, łącznie z dwoma nowymi: Pernikovy i Boulder Trail, które zostały po tegorocznych zawodach enduro.
Krzychu:
Pierwszego dnia zaplanowaliśmy chociaż częściowo przejechać śladami MTB Trilogy Etap 3. Głównie jechaliśmy szlakiem granicznym, który w dużym stopniu pokrywał się z trasą. Start szlakiem granicznym nie do końca okazał się szczęśliwym pomysłem, ponieważ początek był tak makabrycznie stromy, ze pierwsze 2 km szliśmy prowadząc lub niosąc rowery. Reszta trasy była doskonała, trafiliśmy w kilka mocnych miejscówek (stromych i trudnych zjazdów), które jakoś staraliśmy się pokonać. No i te piękne widoki ... Ostatecznie, po ponad 6h, dotarliśmy do naszego noclegu. Tym razem pierwszy raz nocowaliśmy w Lubawce. Miasto kompletnie opuszczone, brak jakiejkolwiek knajpy w pobliżu. Za to nocleg na 5+. Niestety brak knajp spowodował, że trzeba było się ratować kupionymi w sklepie gotowymi daniami: Przemo wcinał parówki z mikrofali, a ja "przepyszną" fasolkę po bretońsku ze słoika :). Nie był to niestety najlepszy posiłek regeneracyjny.
Drugiego dnia odwiedziliśmy Trutnov Trails, ekstra miejscówka, trasy od prostych, po dość trudne, ale dające wiele satysfakcji z jazdy. W sumie zrobiliśmy ponad 30km. Mnie udało zmierzyć się zwycięsko z moim koszmarem sprzed 3 lat, pewną sekcją kamieni na czarnej trasie. Tym razem wygrałem, ale wciąż jest jedno miejsce w Trutnovie, gdzie wybieram "chicken line".
Szymon podzielił się z nami nowiną o przejściu (w niektórych wyścigach...) do wyższej kategorii wiekowej ;) Szymonowi życzymy wszystkiego najlepszego i kolejnych lat na rowerze co najmniej tyle co na znaku :)
Marta, po niezbyt udanym wyścigu na Śnieżkę, jeszcze przez tydzień kręciła się w okolicach Karpacza.
Marta:
Cóż tu są za tereny... można byłoby jeździć i jeździć - ale z rodziną też trzeba trochę pobyć więc nie było zbyt wiele tego jeżdżenia. Poza wyścigiem na Śnieżkę, obowiązkowym punktem mojego tutaj pobytu był wjazd na Przełęcz Karkonoską. Faktycznie, ciężki jest to podjazd - czy najcięższy w Polsce? Nie wiem, bo wszystkich podjazdów w Polsce jeszcze nie zaliczyłam ;) Wycieczka z Karpacza asfaltem na Przełęcz przez Podgórzyn zajęła mi około 2 godziny, potem jeszcze dokręciłam do 50km częściowo szlakami rowerowymi, kończąc w Szklarskiej Porębie. Oprócz Karkonoskiej zaliczyłam też Przełęcz Okraj - ta akurat to "pikuś" w porównaniu do tamtej, niestety podjazd asfaltem z Kowar nie jest zbyt przyjemny - duży ruch aut i spaliny. Zjechałam za to super urokliwym szlakiem rowerowym. Poza tym kręciłam niezbyt duże kółka po okolicy, w tym zaliczyłam mały "bikepark" rozpoczynający się pod górną stacją wyciągu w Karpaczu.
Wyniki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz