Niezbyt udany rowerowo dla naszej drużyny był ten weekend, ale nie poddajemy się i jedziemy dalej! Zarówno Adam jak i Michał zaliczyli kraksy na zawodach, w przypadku Adama skończyło się to dodatkowo upadkiem morale, natomiast Michał już odgraża się, że następnym razem wygra ;) Na plus za to możemy zaliczyć wygraną open Łukasza i czwarte miejsce open Renaty w biegowych zawodach Dreptak Czalendż.
Adam o PolandBike w Górze Kalwarii:
Właściwie nie wiem co napisać. Pojechałem do Góry Kalwarii z nadziejami, że zamek Czersk, że będzie fajnie, ale... no właśnie. Nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Czersk został odcięty od trasy przez budowę Południowej Obwodnicy Warszawy, a ja niechcący, w sportowej walce, przeszarżowałem i spowodowałem wypadek, wstyd mi. Zanim do tego doszło stanąłem na starcie trasy, której zupełnie nie znałem. Wiedziałem tylko, że może być błoto bo przez dwa dni w okolicach Warszawy padało. Start mnie "rozwalił". Prawie trzy kilometry prostego asfaltu "z górki', zero taktyki, tylko ogień. Z powodu upału odpuściłem i cała trasę biłem się z myślami, żeby DNF albo co. Dojazd do pierwszych pól spowodował pogłębienie złych myśli i tak co najmniej do 8-10 kilometra. Później noga zaczęła podawać a ja zacząłem odrabiać straty. Oczekiwania dotyczące trasy ziściły się połowicznie, było kilka obszarów błota ale w większości było sucho, chociaż nie pyliście jak w Legionowie albo Radzyminie. Miałem sporo zabawy przejeżdżając miejsca, w których większość otaczających mnie zawodników schodziła z rowerów. Na 10 kilometrów przed metą odzyskałem czucie roweru i jechałem coraz szybciej. W pewnym momencie zbyt szybko. Zamiast władować się w kałużę podczas wyprzedzania (byłby ubaw ze Śmigusa Dyngusa) postanowiłem wyprzedzać na wąskiej grobli pomiędzy kałużami i potrąciłem wspłózawodnika powodując jego upadek. Sam zresztą również zaliczyłem glebę, ale bardziej z powodu rozpaczliwego hamowania, żeby sprawdzić czy czegoś trwale mu nie uszkodziłem. Zawróciłem i idąc obok niego kilka minut wysłuchiwałem tyrady na temat braku mózgu, nieodpowiedzialności itp. i kurna - miał rację. Emocje po chwili odpuściły i usłyszałem: "jedź dalej, tu i tak nie pomożesz". Wsiadłem na rower, entuzjazm zgasł, polna droga pokryła się ceglanym tłuczniem, rytm stał się sprawą wtórną i tylko ten wstyd... Dojechałem do pierwszego podjazdu w mieście, zjechałem jakiś niesamowity dla mnie zjazd o nachyleniu porównywalnym z Daleszycami, kolejne kartoflisko i w końcu "legendarny" brukowy podjazd, przed którym zorientowałem się, że mam tylko pół przerzutki. Całe szczęście, że to ta połowa, której używam podczas wspinaczki. Podjechałem, przekroczyłem linię mety i ...pora na wnioski. W Górze Kalwarii pewnie już mnie nie zobaczycie, ranking czasowy pomimo okoliczności, pozytywnie mnie zaskoczył, i tylko ten wstyd....
Michał o Pucharze Mazowsza MTB XC w Kobyłce:
Jeżeli chodzi o zawody XC w Kobyłce, to wolałbym o nich zapomnieć, a nie relacjonować co się działo [niemniej jednak zmotywowałam Michała do napisania tej relacji - przyp M.]. Generalnie trasa bardzo trudna. Dużo piachu i przeszkody, których pokonanie wymagało odwagi i techniki, której aktualnie nie mam. Przed startem rozpętała się burza i deszcz polał się nieba, do końca wyścigu i po jego zakończeniu prawdziwe oberwanie chmury. Start jakiś dziwny, nagle gwizdek bez żadnego odliczania. Rozjazd źle pomyślany bo od razu w górę, wąsko, pokręcone i zjazd na dropy. Korek, wszyscy prowadzą rowery, pierwsi odjechali i pojechali, a że ustawili w rzędach i bez odstępów czasowych wszyscy więc o wyniku można było zapomnieć. Zjazd do mety z piaszczystej góry gdzieś na początku jakaś paleta, pierwszy kozioł na głowę i się zaczęło, niezliczona ilość gleb i walka o przetrwanie w piaszczystej i błotnistej dżungli. Błędy pociągały kolejne. Nowy rower, kompletnie nie trafiłem z ustawieniami, kiera za nisko, siodło za daleko, zabrakło czasu na ustawienia, pedały odmówiły współpracy, jeżeli chodzi o zatrzaski. Mój mały dramat i tylko zawziętością i głową dojechałem do końca zbierając oklaski za wytrwałość. Na mecie komentarz "myśleliśmy że po pierwszej glebie na głowę się wycofasz... " odpowiedź "nie żartuj jestem z "C" my nigdy nie odpuszczamy". Jadę dalej i kiedyś to wygram!
Jak widać nie zawsze jest różowo ale najważniejsze to nie poddawać się :)
No cóż, tu nasi panowie padali na głowę za to Krzysiek z synem postanowił polatać na Joy Ride w Kluszkowcach.
Wyniki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz