Cyklonraport 7-20 maja

Ostatnie dwa weekendy może nie były jakieś superbogate, jeśli chodzi o cyklonoosobostarty, natomiast niewątpliwie wysokie wyniki wynagradzają małą ilość wyścigów. Mamy dwa piąte miejsca w kategorii (Michał - Puchar Mazowsza MTB XC w Wesołej, Szymon - Polandbike w Nadarzynie) oraz jedno czwarte open (Marta - Bieg Kolarski o Puchar Henryka Sienkiewicza). [a co mi tam, raz na jakiś czas mogę chyba wstawić siebie na głównej...?]



Szymon o PolandBike w Nadarzynie:
Cała sobota impreza na działce - piwo piłem bezalkoholowe, ale jednak dzień spędziłem bardzo aktywnie, późno poszedłem spać (na działce, więc też inaczej). Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy (na prawdę bezalkoholowe piwo było) ale śniadanie, kawa i posiedzenie na tarasie trochę pomogło. Przynajmniej dożywiony byłem solidnie. W czasie rozgrzewki jeszcze trochę głowa dokuczała, ale z tendencją do odpuszczania. Na starcie ustawiłem się jako-tako, w 3 linii. Zaraz po starcie trochę powyprzedzałem, więc teoretycznie powinno być OK, ale nie. Przede mną się grupy porozpadały i szybko zostałem sam. W końcu doszedłem starszego Wolcendorfa z jakimś młodym wertepowcem. We 3 dogoniliśmy grupkę ok. 5 gości i do rozjazdu Mini-Max cisnęliśmy razem. Po rozjeździe zostaliśmy we 3 - ja, Wolcendorf i Tomek Posadzy (obaj M4). We 3 bardzo ładnie pracowaliśmy wspólnie - to było dobre gonienie, bez czajenia się. Przed technicznym'wyrobiskiem' przycisnąłem mocniej żeby wjechać jako pierwszy i zgodnie z przewidywaniami urwałem chłopaków. Doszedł mnie Wolcendorf a Posadzy został w tyle. We 2 cisnęliśmy jeszcze mocniej, ale 10km przed metą Jakub oznajmił, że jest zajechany i żebym na niego się nie oglądał jeśli go urwę. Niemniej dojechał do samej mety na moim kole. Reasumując - było nieźle. Jak na zmęczenie i marną formę z rana nawet super. Pozostaje jednak świadomość, że może byłoby lepiej jakbym jechał z mocniejszymi od siebie i walczył o utrzymanie się na kole a nie o poganianie grupy. 8 open, to chyba mój najlepszy wynik - w kategorii m/w jak zwykle :) Cóż, różne się stawka układa. Nagroda Fair Play przyjemnie domknęła imprezę - jednak uważam, że zatrzymywanie się przy kimś leżącym na glebie to obowiązek.






Adam o PolandBike w Nadarzynie:
Tydzień przedstartowy rozpoczął się od wypadku, w którym zbiłem sobie mięsień czworogłowy uda. Skutek - startuję w niedzielę, nie chcę jechać bardziej poobijany. W niedzielę jako osoba niezmotoryzowana, postanowiłem dojechać na start koleją i rowerem. W weekendy w WKD można wozić rowery za darmo. A od WKD Otrębusy do pałacu w Młochowie tylko 10 kilometrów (pod warunkiem, że się nie pomyli drogi i nie zabłądzi). Do biura zawodów dojechałem 20 minut przed startem, gdzie ku mojej ogromnej radości spotkałem Szymona. Bedzie kogo gonić :) Start opóźniony o 15 minut i zaczynamy. Ostrożnie, ale nie za bardzo, bo odrobić na tej trasie bardzo trudno cokolwiek, płasko, miejscami wąsko i cały czas bardzo szybko. I faktycznie było bardzo szybko. Przez całą trasę zarejestrowałem w pamięci jeden podjazd, który skutkował zmianą biegu i możliwością wyprzedzania. Do zjazdu z okrążenia dojechałem z najkrótszym w mojej historii czasem. Pamiętałem, że dojazd do parku to kręty singiel więc trochę odpuściłem i zaraz musiałem hamować przed zawodnikiem owiniętym w wokół jednego z drzewek. Szybko się pozbierał, ale utratę jego rytmu wykorzystałem w bramie parku. Jeszcze jedna próba wyprzedzania zawodnika na wąskich oponach, który nie wierzył w swoje umiejętności więc co chwila zamykał mi drogę (bardzo niekomfortowa sytuacja) i meta. Zastanawiałem się w ostatnim raporcie, czy mogę jeździć szybciej? - mogę i rezultat z Nadarzyna to potwierdza. Pojechałem tę trasę najszybciej w życiu i jestem zadowolony z awansu sektorowego. Na mecie doping kończącego dystans Szymona (5kat 8 Open) i powrót do pociągu. Szymon - gratulacje z powodu nagrody Fair Play, wybacz, że nie poczekałem na dekorację.



Marta o Pucharze Sienkiewicza:
Zastanawiałam się przed startem, jak długo uda mi się utrzymać w peletonie. Hmmm... peleton? Jaki peleton ;D Peleton odjechał po starcie tak szybko, że tylko kurz po nich było widać. Załapałam się do grupetto, w którym jechałam około 20km, potem - z powodu mojego błędu, wynikającego z niedoświadczenia - spłynęłam. Dalej głównie jechałam sama z małym przerwami (dzięki Kasia i Krzysztof za ciągnięcie). Niestety, na początku ostatniego okrążenia wymiękłam i odpuściłam koło tej dwójki, w efekcie kończąc tuż poza damskim podium open (a jednocześnie przedostatnia, hehe). I tak jestem zadowolona bo na prawie 95km zmieściłam się w 3h jazdy (średnia prawie 32km/h), choć ostatnie kilka kilometrów to już była modlitwa o cios łaski ;) 
Dwa słowa o organizacji: wyścig był organizowany po raz pierwszy ale dawno nie widziałam tak doskonałego zabezpieczenia trasy i tak kulturalnego zachowania u kierowców, którzy na trasie się przypadkiem znaleźli (zjeżdżali na bok i zatrzymywali auto na czas przejazdu nawet pojedynczych zawodników). Organizacja, choć to debiut, na tip top. Było parę drobnych niedociągnięć ale za całokształt ogromny plus i gratulacje dla organizatorów.




Jak to zwykle z Cyklonami bywa, kilku z nas wybrało się na różne wycieczki i wyprawy. I tak, na przykład Adam zwiedzał Mazowsze...

Adam:
Nie samym ściganiem człowiek żyje. Dzięki pasji roweru współdzielonej w Klubie Turystki Rowerowej "Kinowa", jako ,,działacz" poprowadziłem grupę 17 rowerzystów (ze względu na tempo, używane rowery i nastawienie do świata, nie mylić z kolarzami) ze stacji w Mrozach do Zamku w Liwie. Trasę 66 km przejechaliśmy w czasie powyżej 4 godzin, co jasno dowodzi, że jadąc rowerem można: zakupić i spożyć czereśnie, zwiedzać pobocza, zachwycać się bocianami w polu czy wymieniać najnowsze przepisy przygotowania młodej kapusty albo karczka z grilla.

...Krzysiek, niespodziewanie dla samego siebie, wylądował w Norwegii...

Krzysiek:
Dostałem od żony na urodziny bilet lotniczy-niespodziankę. Tak na samotny, kilkudniowy reset. Leciałem całkiem długo i wylądowałem w .... Łebie😳. Zawróciłem moim wymarzonym city bajkiem i potem było już tylko lepiej. Tylko te fiordy jakieś płochliwe- nie chcą jeść z ręki.



A Przemek, jak to Przemek... wraz z Krzychem i Bobem, w kilka dni ogarnęli Srebrną Górę, Bikepark Kouty i Rychleby. Pozazdrościć.

Przemek:
Wybieraliśmy się do Kasiny Wielkiej, ale czujna obserwacja pogody rzuciła nas po raz kolejny w Sudety. Pierwszego dnia znowu Srebrna Góra, tym razem skusiliśmy się na wynajęcie pickupa z kierowcą, który woził nas na górę na początek tras. Dwukrotnie zjechaliśmy też świetny odcinek specjalny tegorocznych zawodów enduro. Wieczorem pojechaliśmy dalej do Czech, Kouty nad Desnou. Rano niemiła niespodzianka przy kasie do wyciągu: karteczka z informacją, że trasy w ten weekend nieczynne z powodu zawodów Enduro Series. Ale wyciąg jeździ, ludzie z nazwiskami na plecach kupują karnety - to my też! Przed śniadaniem zaliczyliśmy dwa odcinki specjalne, zdecydowanie byliśmy największymi enduro-Januszami tego dnia na tej górze, ale bawiliśmy się świetnie. Po śniadaniu kolejne dwa zjazdy wyrzeźbioną w stromym zboczu nitką odcinka specjalnego, który po weekendzie został usunięty i ukryty pod warstwą liści. Niestety, kolejka do wyciągu urosła po południu - pół godziny czekania. Kolejna spontaniczna decyzja: pakujemy się dzień wcześniej i jedziemy na Rychlebskie Ścieżki, gdzie późnym popołudniem zaliczamy Superflow. Jeszcze tylko pożegnalny kufel Kofoli i pół nocy na autostradzie - kolejny bardzo satysfakcjonujący weekend za nami.



Wyniki (uwzględniają także przeoczone przeze mnie w poprzednim raporcie Velo Toruń):


Bieg Kolarski o Puchar Henryka Sienkiewicza Wola Okrzejska 20.05m. openm. kat
Łukasz Łyjak (pro)27
Marta Krzymowska (pro)4
PolandBike Nadarzyn 13.05m. openm. kat
Szymon Cygan (max)85
Adam Grabek (mini)27593
Puchar Mazowsza Wesoła 13.05m. openm. kat
Michał Ficoń5
Velo Toruń 6.05m. openm. kat
Miqel Amer-Montserrat (60km)16129

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz