MTB Trilogy 2016 oczami Krzyśka

Zapisałem się na MTB Trilogy, nie do końca wiedząc co mnie czeka. Już po zapisach i opłaceniu, niezawodni Przemo i Michał, zabrali mnie w Góry Kamienne, aby pokazać, z czym się będziemy mierzyć. 
Muszę przyznać, że objazd części trasy pierwszego etapu zrobił na mnie piorunujące wrażenie, tak stromych i trudnych technicznie zjazdów, jeszcze nigdy nie jechałem.






Prolog



Do miasteczka Teplice Nad Metuji dotarliśmy w niedziele około południa. Ja miałem wystartować jako pierwszy z naszej dwójki o 16:09, Michał jakieś 20 minut później.



Myślałem, sobie, mała lokalna górka, prolog, zrobią coś w miarę spokojnego na rozgrzewkę, jednak szybko dowiedziałem się jak bardzo błędne było to przekonanie. 



Od pierwszego zjazdu, dostaliśmy bardzo intensywną i trudną trasę, dobrych kilka razy schodziłem z roweru, po prostu nie wiedząc, jak coś takiego przejechać. 




Etap pierwszy - Kleine alpen
78km i ponad 2700 przewyższeń




Dużą część trasy znam, na czele z kultowym zjazdem po Melafirach, okazuje się jednak, że to czego podczas objazdu opuściliśmy, jest chyba jeszcze trudniejsze.



Niesamowicie strome zjazdy, agrafki, uskoki, w wielu miejscach, po prostu nie wiem jak coś takiego przejechać. Dodatkową trudnością stanowi fakt, że jak już zaczniesz jechać, to nie możesz się zatrzymać (jest tak stromo). 



Jadę strasznie długo, ponad 9h, podjeżdża mi się dość dobrze, jadę w swoim tempie, jednak, nie ma gdzie nabijać kilometrów (brak prostych, łatwych i długich zjazdów), wszystkie zjazdy techniczne, na których trzeba być maksymalnie skupionym. 



Było kilka miejsc, w którym musiałem sprowadzać rower. Na mecie jestem po prostu wyczerpany. 




Dzień Drugi - the Best of Sudety
70km i ponad 2300 przewyższeń




Trasa, dużo łatwiejsza (co nie znaczy, że prosta), w porównaniu do etapu 1.




Jedzie mi się dobrze, nie osiągam jakiś mega prędkości, ale za to zjeżdżam wszystko (oprócz 2 krótkich momentów, gdzie zeskakuje z roweru). 




Trasa rewelacyjna, dużo technicznych zjazdów po kamieniach, trzeba bardzo uważać.





Dzień trzeci - Vrani Hory
76km i prawie 2650 przewyższeń




Przyznam się, że gdybym był sam, to nie wiem, czy udałoby mi się zmobilizować do wstania z łózka.




Etap znów bardzo trudny, ale zjeżdża mi się dużo lepiej niż 1 dnia, jest trochę miejsc, gdzie muszę schodzić, ale zdecydowanie mniej niż na 1 etapie, chyba ciut się oswoiłem ;).




Nogi kręcą, nie ma zbyt dużo miejsc pod górkę, gdzie muszę z buta, ale znów średnia prędkość bardzo mała, ale to ze względu na "techniczność" trasy.




No i na koniec, widzę wreszcie owce, wiem, że jestem już blisko mety, uśmiech pojawia sie na twarzy, udało się. 
Dostaje upragnioną koszulkę finiszera!




Po kilku dniach mogłem wreszcie spokojnie przeanalizować to co się działo:
Trilogy jest niesamowicie ciekawą imprezą, gdzie mozemy zmierzyć sie z technicznymi trasami, których nie doświadczymy, ani na Trophy, ani na Cyklokarpatach, Bike Maraton, czy ŚLR. Muszę przyznać, że wszystkie znane mi maratony górskie, dzieli po prostu przepaść od Trilogy.



To co zauważyłem, to brak przypadkowych osób, a impreza mocno kameralna. Nie miałem niestety okazji nikogo wyprzedzać :)



Tylko jeden zgrzyt, ale jak dla mnie dość poważny i muszę przyznać, ze częściowo odbierający przyjemność z jazdy. Część osób startuje w formule enduro, co za tym idzie, jest niepisany obowiązek ustępowania tym gościom na trasie (oni jeżdżą na czas tylko odcinki specjalne), dla jednego z wolniejszych zawodników na trasie (mówię o sobie), było to mega irytujące, bo nie dość, ze trasa wymagająca, to jeszcze musiałem uważać na endurowców i w najdziwniejszych miejscach uskakiwać z trasy. 



Po, wiem, że jeszcze dużo przede mną nauki, abym mógł powiedzieć, że umiem zjeżdżać. Wszyscy, którzy myślą, że potrafią, powinni przyjechać i zmierzyć się z etapami Trilogy.


Tak, chciałbym się z trasami Trilogy zmierzyć jeszcze raz :)!