10.04.2016
Otwarcie sezonu szosowego Supraśl 10km ITT
Mateusz Piechnik - 3 Elita 10 Open
Na otwarcie sezonu plany były zupełnie inne (Wieliszewski Crossing). O czasówce w Supraślu dowiedziałem się w piątek wieczorek i padła szybka decyzja o zmianie planów. Dużo argumentów przemawiało za tym, aby odpuścić sobie start. Niegotowy do sezonu rower czasowy, niewyleczona choroba, brak jazd testowych, ale nie zawsze słuchamy rozsądku :) Zdecydowałem się wystartować na wysłużonej 20 letniej Kodze, pewnie po raz ostatni w takiej formule ścigania. Na start dojechałem spóźniony, przez co nie miałem możliwości objechania trasy. jak się okazało, to była największa przeszkoda do osiągnięcia lepszego wyniku. Trasa, podobnie jak cała okolica Białegostoku była bardzo pofałdowana. Niestety profil na mapie mocno przekłamał i założona taktyka nie do końca się sprawdziła. Podjazdy pojechałem zbyt asekuracyjnie, a na zjazdach zbyt wolno wchodziłem na wysokie przełożenia. Już to kosztowało mnie kilkanaście sekund. Niestety bez znajomości trasy ciężko o sukces. Ostatecznie dojechałem do mety z 10 czasem open i zająłem 3 miejsce w Elicie mężczyzn. Wygrał bezkonkurencyjny tego dnia Piotr Kirpsza.
17.04.2016
MTB Cross Maraton Daleszyce
Foto: MTB Cross Maraton |
Marta Krzymowska - kat 13/19, open 16/34
Stwierdzenie "daleko od podium" byłoby eufemizmem ;) Rating straszliwy, Ostatnio miałam taki rating dwa lata temu. Moja strata do 1 miejsca to około 50 minut, masakra.
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed kolegą, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).
Na początku po prostu mi się nie jechało. Miałam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chciało się rozbujać, czułam się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywoływały szczękościsk. Sporo kawałków z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie wzięłam żel i znacznie się poprawiło a jeszcze bardziej się poprawiło jak się zorientowałam w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę poczułam, że on działa, prawie momentalnie przestałam mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczęłam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczęłam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle zrobiło się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Niemniej jednak, zważywszy na fakt iż zdecydowanie nie byłam w niedzielę w dobrej dyspozycji, to poprawienie średniej prędkości na trasie o 1,1 km/h, w porównaniu do zeszłego roku jest chyba dobrym znakiem.
Zadowolona jestem też bo na metę wpadłam jako pierwsza osoba z teamu po "wycinakach" (trzech naszych chłopaków jest nie do dogonienia), tuż przed kolegą, który w zeszłym roku czekał na mnie na mecie z tekstem "ile można czekać!" ;) i sporo przed pozostałymi osobami z teamu (w sumie po mnie z teamu wjechały 4 osoby, w tym Karolina, chociaż gdyby nie drobna awaria to ona pewnie byłaby szybsza).
Warunki do ścigania idealne, słońce, niezbyt silny wiatr, cieplutko (19 stopni).
Na początku po prostu mi się nie jechało. Miałam wrażenie, że mam drewniane nogi, tętno nie chciało się rozbujać, czułam się kompletnie bez siły a znane bywalcom tego cyklu gołoborza na wzniesieniach wywoływały szczękościsk. Sporo kawałków z buta (podjazdy, kamienie, błoto). Po około godzinie wzięłam żel i znacznie się poprawiło a jeszcze bardziej się poprawiło jak się zorientowałam w połowie trasy, że jadę na zablokowanym amorze, hehe ;) Po żelu naprawdę poczułam, że on działa, prawie momentalnie przestałam mieć odczucie braku siły i wreszcie normalnie zaczęłam jechać. Potem chyba zasadniczo już wszystko w siodle a jak zaczęłam doganiać członków mojego teamu, którzy mnie wcześniej wyprzedzili to już w ogóle zrobiło się super, motywacja i siła od razu +10 ;)
Z ciekawych rzeczy, to na zablokowanym amorze zjechałam Zamczysko (po raz pierwszy włącznie z najbardziej stromym odcinkiem na samym początku) i następny taki kamienisty zjazd gdzieś z kilometr dalej. Pamiętam, że w 2014 miałam odczucie: "o matko zaraz się wywalę, ratunku, na pewno złamię sobie coś albo rozwalę sobie głowę" - bałam się wtedy strasznie ale zjechałam (poza pierwszą krótką stromizną). W 2015 na większym kole już było inaczej "no dobra, jest trochę trudno ale generalnie o co było to wielkie halo w zeszłym roku" (ale też pierwszej stromizny nie zjechałam). A w teraz to było takie odczucie "eeee? co tu tak płasko, było stromiej? i więcej kamieni było? łatwizna" - i to mimo braku amortyzacji ;) Jeszcze chyba ze dwie osoby wyprzedziłam na tych zjazdach. Aha, no i pierwszy raz po Daleszycach nie bolały mnie ręce od napinki na zjazdach, siłownia działa.
Adam Grabek - M4 63 Open 295 dystans FAN
Dobra, Marta mnie namówiła.W MTB zacząłem jeździć w październiku 2013 roku. Tzn. żebyśmy mieli jasność, wydawało mi się, że zacząłem jeździć. Miałem rower, który udawał MTB, miałem bidon, majtki z pieluchą i kask z daszkiem. Dopóki było równo i twardo - jechałem, jak błoto, piach, kamień, górka, dołek - schodziłem i przechodziłem. Z każdym treningiem i wyścigiem, zbierałem wiedzę i doświadczenie. I tak przez kolejne dwa pełne sezony. W tym roku Marta z wykorzystaniem mojej pazerności i chciwości, namówiła mnie na udział w Świętokrzyskiej Lidze Rowerowej w Daleszycach. Pomny cierpień w Otwocku z okazji inauguracji Poland Bike Maraton, nie nastawiałem się na rezultat, a na kolejne zbieranie doświadczeń. Wniosek po przejechaniu - nadal mi się wydaje, że jeżdżę MTB. Mam rower MTB, plecak z większym poidłem, wygodniejsze majtki z pieluchą i droższy kask, ale jak zaczynają się urozmaicenia to zsiadam. Chociaż w porównaniu z przeszłością, system wygląda tak, że bardzo mało rower prowadzę, po prostu wrzucam go na ramię i “popylam z buta”, ręce się tak nie męczą, mam lepszą średnią, niż konkurenci, którzy w danym momencie rower pchają, a im bardziej stromo tym jestem od nich szybszy. Uczciwie przyznaję, nie wszystkie podjazdy objechałem w siodle, ale w kilku miejscach tam, gdzie inni nie dawali rady, bądź robili to wolniej, ja mozolnie drapałem się do góry, uporczywie kręcąc młynkiem, przejeżdżałem błota, przelatywałem piaskownice, (co prawda tylko dwie i do tego scalone, ale były), uślizgiwałem tylne koło na kamieniach, natomiast zjazdy - porażka. Boję się, że przelecę przez kierę i się potłukę, tak jak na rajdach mazowieckich, tylko bardziej boleśnie (tym razem ani razu nie przeleciałem przez kierownicę, niezwykłe doświadczenie). Do Daleszyc wrócę jak nauczę się zjeżdżać pewnie i bezpiecznie. Jak tego nie opanuję to wydolne na podjazdach płuca, silne nogi, spokojne serce itp. mogę sobie do plecaka, co najwyżej, schować. Nie poprawię osiągniętego rezultatu (miało być <4 godzin, wyszło 3:41:39 i mógłbym jechać jeszcze dalej), a coraz to młodsze roczniki współzawodników, bez cienia złośliwości, będą krzyczeć: “lewa wolna dziadku”, a przecież tak stary jeszcze nie jestem. Czy podobało mi się w Daleszycach? Tak, bo się ośmieliłem, dałem radę i naprawdę miałem dużo frajdy. Wiem, że to niechrześcijańskie, ale widok zsuwających się z rowerów, z powodu skurczy, odpoczywających na boku trasy innych zawodników, wbijał mnie w dumę, że ja daję radę, że jestem lepiej przygotowany niż rok temu w Otwocku i że w życiorysie będę mógł wpisać udział i ukończenie prawdziwego górskiego maratonu MTB. Z drugiej strony, ten prawdziwy, górski maraton MTB, obnażył bezlitośnie moje lęki i niedostatki, i z tego nie jestem ani dumny ani zadowolony. Grzebiąc w pamięci, nie mogę nie wspomnieć o różnicy pomiędzy błotami mazowieckimi a świętokrzyskimi. Błoto mazowieckie (takie jak w Otwocku) praktycznie nie ma dna. Każdy zawodnik, który je przejeżdża, systematycznie je pogłębia. Im późniejszym jesteś zawodnikiem, tym wyzwanie większe. Błoto świętokrzyskie mnie zaskoczyło. Pamiętając Mazowsze, obawiałem się, że znowu ślisko i głęboko. Ze zdziwieniem zauważyłem, a raczej poczułem, że na dnie jest twarda, bardzo dobrze trzymająca trakcję, warstwa kamieni. Aż żal, że rozwiązania nie można przenieść w okolice Warszawy. Czy pojadę następne górskie maratony? Marta już mnie na tyle poznała, że umie mnie podpuścić na realizację zamierzeń, o których samodzielnie nigdy bym nie pomyślał. Tak, więc… próbuj Marta, próbuj.
21.04.2016
Czwartek Kolarski ITT
Mateusz Piechnik - 14/54 Open
Trasa dziurawa jak ser szwajcarski, ciasne zakręty. Czas i miejsce lepszy niż rok temu, ale ogólnie duży niedosyt. Na "służewieckich" dziurach dużo lepiej poradził sobie Adam Skolimowski, który był 8 open.
WYNIKI
Skandia Maraton Lang Team Warszawa 16.04 | m.kat | m.open |
Łukasz Łyjak (medio) | 22 | 54 |
MTB Cross Maraton Daleszyce 17.04 | m.kat | m.open |
Kamil Gruzla (fan) | 23 | 61 |
Robert Rosochacki (fan) | 13 | 102 |
Jan Skorek (fan) | 43 | 120 |
Marta Krzymowska (fan) | 13 | 16 |
Krzysztof Waślicki (fan) | 84 | 234 |
Karolina Kubiak (fan) | 4 | 18 |
Damian Zakrzewski (fan) | 86 | 238 |
Adam Grabek (fan) | 63 | 295 |
Jazda indywidualna na czas „Otwarcie Sezonu Szosowego” Supraśl 10.04.2016 r | m. kat | m. open |
Mateusz Piechnik | 3 | 10 |