Scott Test Tour

Gdybym powiedziała, że nie jeździłam nigdy na rowerze z pełnym zawieszeniem, skłamałabym. Jednak tamten rower... to był koszmarnie ciężki makrokesz zarąbany bratu wiele lat temu. Wówczas jeszcze moja cykloza była w powijakach, jeździłam głównie po mieście, tzn. traktowałam rower jak środek transportu. Fullem nie cieszyłam się długo bo rodzice odebrali mi go jadąc z bratem na wakacje ;) Więc raczej nie miałam możliwości odkryć zalet fulla (o ile ten makrokesz w ogóle je miał). Inna historia to fakt, że od tego właśnie zdarzenia zaczęła się moja rowerowa pasja (wcześniej jeździłam na Wigry 3 i jazda na góralu przez te kilka tygodni spodobała mi się na tyle, że kupiłam swój pierwszy górski rower, ze sztywnym widelcem, Giant Campus - potem poszło już lawinowo).


(fot. Piotr Kład FotoSpontan)


Nie miałam zbyt wielkiego wyboru rowerów na Scott Test Tour. W moim rozmiarze (S) było ich niewiele, fulle dwa: Genius i Spark. Z tego co pamiętałam, Genius jest do zastosowań bardziej grawitacyjnych, natomiast Spark przeznaczony jest do wyścigów XC i maratonów MTB. Wybrałam więc Spark 730 jako bliższy mojemu profilowi jazdy.


Na testy stawiła się spora reprezentacja mojego teamu - oprócz mnie był Bartek i Szymon a wczoraj na Sparku jeździł też Łukasz. 
Zanim ruszyliśmy, trzeba było poczekać po pierwsze aż wszyscy uczestnicy podpiszą swoje cyrografy wypożyczenia sprzętu oraz aż wszystkie rowery zostaną odpowiednio przygotowane (np. zostaną do nich przykręcone odpowiednie pedały, wedle życzenia ridera).

(fot. Szymon Cygan Klub Kolarski Cyklon)

W związku z tym, w międzyczasie, mogłam "pokręcić się" na Sparku po okolicznych chodnikach. Pierwsze wrażenie... dość dziwne. Rower dość krótki w porównaniu do mojego, kierownica wysoko i baaaaardzo szeroka. Ups, jak na kozie.

(fot. Piotr Kład FotoSpontan)

W każdym razie miałam chwilę na to, żeby przyzwyczaić się do roweru. Inni również to robili bo przesiadka na inny rower to tak samo jak przesiadka do cudzego samochodu. Nie wiesz, gdzie co jest i nie umiesz jeździć ;)

(fot. Szymon Cygan Klub Kolarski Cyklon)


(fot. Piotr Kład FotoSpontan)

Gdy już wreszcie wszystko zostało podpisane, przykręcone i wyregulowane, ruszyliśmy w stronę Lasu Kabackiego trasą prowadzącą singlem u podnóża Skarpy Ursynowskiej. Te pierwsze kilometry ujawniły mi podstawowe różnice pomiędzy Sparkiem a moim Scale'em. Po pierwsze, tylne zawieszenie powoduje, że nierówności nie czuje się prawie wcale. Co ciekawe, nie miałam odczucia bujania, którego się spodziewałam. Co więcej, uczucie bujania jest o wiele wyraźniejsze na moim rowerze gdy mam niedopompowaną oponę z tyłu ;)
Obsługa manetki blokady amortyzatorów jest instynktowna (chociaż podczas wstępnych oględzin roweru w ogóle jej nie zauważyłam i musiał mi ją pokazać palcem mechanik, być może to dlatego, że była po lewej stronie, podczas gdy w moim rowerze jest po prawej). Manetka ma kilka możliwości ustawienia zawieszenia: oba amortyzatory odblokowane, zablokowany tył, oba zablokowane i ustawienie pośrednie, którego... nie zarejestrowałam.

(fot. Piotr Kład FotoSpontan)

Chociaż Spark jest od mojego Scale'a sporo cięższy, podczas jazdy nie czułam tego. Toczył się leciutko i cicho, można by było powiedzieć, że "jak gdyby to była piłeczka, nie stal" ale rower zdecydowanie stalowy nie jest, carbonowy raczej ;) Miałam za to odczucie gorszej sterowności i zwinności - być może uczucie to znikłoby gdyby skrócić tę wajhę na górze, zwaną kierownicą ;) W każdym razie rower w zakrętach wymagał wyraźnego skrętu kierownicy a szeroka kiera mi tego nie ułatwiała. W związku z tym singlem pod Skarpą nie jechało mi się zbyt dobrze

(fot. Szymon Cygan Klub Kolarski Cyklon)

Gdy jednak dojechaliśmy "na miejscówkę", tj. na tak zwane dołki przy Powsinie i tam został zarządzony czas dla testerów, dopiero ujawniły się zalety Sparka. Rower skakał po tych dołkach jak sprężynka, pozwalał zjechać stromą ściankę z korzeniem bez żadnych oporów, tylne koło było wprost przyklejone do podłoża. Na podjeździe też nie było najgorzej, rower ma bardzo dobrą przyczepność. Jedynie geometria nie jest zbyt korzystna gdyż ciężar ciała jest przesunięty w górę i przednie koło ma sporą tendencję do uciekania i myszkowania na podjazdach.

(fot. Piotr Kład FotoSpontan)




Najciekawsze było to, że dopiero pod koniec, gdy już wracaliśmy, zauważyłam, że z przodu są tylko dwie zębatki. Ale to tylko świadczy o tym, jak bardzo nie używam przedniej przerzutki... ;) Chyba powinnam rozważyć przesiadkę na korbę 1x, max 2x ;)
Muszę przyznać, że miałam sporą radochę z jazdy tym rowerem. I żałowałam, gdy okazało się, że w programie nie ma Kazurki. Szkoda wielka, bo chciałam zobaczyć jak Spark zachowuje się na torze do zjazdu, na hopkach i stolikach.
Niestety, mieliśmy ograniczony czas na testowanie. Z dużą przykrością przyszło mi oddać rower. Choć teoretycznie miałam możliwość pojechać "na drugą rundę", czułam się mocno zmęczona po wczorajszym spontanicznym intensywnym wypadzie na Kazurę i do Kabat a dziś rundka była równie intensywna - dlatego darowałam sobie.

(fot. Szymon Cygan Klub Kolarski Cyklon)


Ogólnie rzecz biorąc, jazda na Sparku podobała mi się, i to bardzo. Prawdopodobnie rozważę któregoś Sparka przy kolejnej zmianie roweru, jednak będzie on wymagał dużych zmian geometrycznych ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz