Beskid Śląski w jesiennych kolorach

Listopad nie wydaje się idealnym miesiącem na górskie wypady: dzień jest krótki, poranki i wieczory mroźne, pogoda niepewna. Jednak tym razem szczęście nam sprzyjało i Beskid Śląski uraczył nas wszystkim tym, co w jesieni co najlepsze.






Dzień 1 - trasy Enduro Trails Bielsko Biała

Wystartowaliśmy w piątek przed 6.00 rano, jak zwykle niezbyt przygotowani, bez zarezerwowanego noclegu i konkretnych planów. 4 godziny później zostawiliśmy samochód na parkingu Hotelu na Błoniach i zaczęliśmy wspinaczkę na Kozią Górę. skąd startują udostępnione w tym roku ścieżki Enduro Trails Bielsko Biała.


Byliśmy tu już dwa tygodnie wcześniej, więc wiedzieliśmy doskonale po co tu jedziemy. Zaczynamy od Twistera, czyli 4,4 km flow, pompowania, band i hopek. Twister składa się z dwóch części: ABC Line i Beskidia Flow. Każdy z nich wyszedł spod łopaty innego autorstwa i w połowie dystansu nagle następuje subtelna, ale wyraźna zmiana charakterystyki singletracka.


Po drugim podjeździe decydujemy się na "Stary Zielony". Ten szlak dla odmiany jest naturalny, co najwyżej ugładzony w kilku miejscach. Pod kołami co chwila dywany korzeni, kamieni, kilka mini ścianek do pokonania.


Po krótkiej przerwie w schronisku Stefanka powtarzamy jeszcze dwukrotnie Twistera i Stary Zielony, robimy sobie tym razem przystanki w ciekawszych miejscach, aby lepiej opanować płynne pokonanie co ciekawszych sekcji.


Ścieżki Enduro Trails B-B mają do zaoferowania jeszcze trasę rodzinną Stefanka oraz zjazdową DH+. W przyszłym roku pojawia się kolejne ścieżki.

Chata na Groniu

Jak już wspominałem, noclegiem zaczęliśmy się martwić dopiero przed południem w dniu przyjazdu. Zadzwoniłem losowo do pierwszego miejsca, jakie wpadło mi w oko na mapie. Okazało się że nie ma problemu, nocleg jest, ale właściciele na święta wyjeżdżają, więc będziemy musieli sobie poradzić bez restauracji na parterze.


W drodze do kwatery nagle skończył się asfalt, a wąska szutrówka pięła się stromo pod górę. Kilkaset metrów później okazało się że nocujemy w prywatnym schronisku na wysokości 660 m.n.p.m. Chata jest położona tuż przy żółtym szlaku pieszym, z niesamowita panoramą, klimatycznym wnętrzem i sympatyczną obsługą. Zdecydowanie polecam jako bazę wypadową.



Dzień 2 - Kozia Góra, Szyndzielnia, Klimczok

Pogoda od rana nas rozpieszczała, już przed 10.00 temperatura wynosiła kilkanaście stopni. Krótkie spodenki i awaryjnie lekkie kurtki w plecaku w zupełności wystarczały.


Spod schroniska pojechaliśmy czarnym szlakiem na Kozią Górę od południowej strony, a następnie zjechaliśmy na dół ścieżką Beskidia Flow - bo jakoś niechcący na nią trafiliśmy i ciężko było się powstrzymać.


Dalej nasza trasa prowadziła częściowo przez miasto i park, aż do podnóża Szyndzielni. Ponieważ okazało się że gondolka PKL kursuje i jest możliwość transportu rowerów, nie wahamy się ani chwili. Kilkanaście minut później mijamy schronisko PTTK Klimczok i wskakujemy na żółty szlak.


Zachwyceni widokiem na Tatry i niewiarygodnie dobrą pogodą postanawiamy odpocząć na klimatycznej polance. Naprawdę trudno uwierzyć że to już listopad.



Szlak w pewnym momencie robi się trochę ciekawszy i zmienia się w stromą, wąską ścieżkę w dół. Na ostatnim fragmencie zjazdu usłyszałem syk wolno uchodzącego powietrza i bulgotanie mleka...


Spory gwóźdź i spora dziura, która nie chce się sama zawulkanizować. Próbujemy coś zadziałać podpatrzonym w filmie Pathfinder zestawem tzn. lateksowa rękawiczka i zapalniczka, ale nie idzie dobrze a czas nas goni, więc po chwili się poddajemy i zakładam dętkę.


Na kwaterę zjeżdżamy stromym stokiem narciarskim po zdradliwie śliskiej trawie. Obiad zjedzony na zewnątrz i z takim widokiem smakuje naprawdę nieprzeciętnie.


Jeszcze raz Kozia Góra i Horror Run

To jeszcze nie koniec jeżdżenia tego dnia. Umówiłem się na wieczór z Michałem pod Kozią Górą w okolicach biura zawodów Horror Run. Planowaliśmy pojeździć Twistera obwieszeni lampkami. Przejechałem kilka kilometrów tego samego szlaku, jakim zaczęliśmy poranną wycieczkę. Niestety gdy zapadł zmrok temperatura spadła prawie do zera i tak noc zastała mnie w krótkich spodenkach - wizja jeżdżenia przy takiej temperaturze przestała być nagle kusząca. Zrezygnowaliśmy, zamiast tego z kubkami herbaty przyglądaliśmy się przygotowaniom do nocnego biegu na Kozią Górę o nazwie Horror Run. W biegu nie chodziło tylko o fakt, że zawodnicy biegną w przebraniach. Z przenośnych głośników słychać odgłosy z filmów grozy, a w mgle i za drzewami na trasie biegu czekały liczne "atrakcje" zazwyczaj wyskakujace na zawodników z krzykiem albo odpaloną piła spalinową.


Dzień 3 - Skrzyczne, Malinowskie Skały, Biały Krzyż, Kotarz, Hucra

Ostatniego dnia postanowiliśmy zrobić sobie czysto górską wyprawę. Wyruszyliśmy ze Szczyrku na Skrzyczne, ale zdecydowaliśmy się na podjazd wzdłuż Potoku Malinowskiego - dłuższy ale łagodniejszy. Pogoda idealna, trochę wiało ale podczas wspinaczki nie było to jakoś strasznie odczuwalne.




Po kilkudziesięciu minutach podjazdu postanowiliśmy dla odmiany podejść kawałek na skróty. Ledwo wyraźna ścieżka doprowadziła nas niespodziewanie do malowniczego domku. Urządzamy sobie w tym miejscu dłuższą przerwę, posilamy się suszoną wołowiną i herbatą, nigdzie nam się nie spieszy.




Docieramy na Skrzyczne, szybka wizyta w schronisku i ruszamy szlakiem w stronę Baraniej Góry. Technicznie nie dzieje się tu nic ciekawego, ale widoki niesamowite. Silny, boczny wiatr chwilami trochę przeszkadza.





Zmieniamy kierunek za Malinowską Skałą, przebijamy się przez Malinów i Przełęcz Salmopolską na drugą stronę i powoli zaczynamy zawracać w stronę Szczyrku.





Po drodze napotykamy jeszcze jedną opuszczoną chatę. Ta jest otwarta, więc zaglądamy do środka i zwiedzamy chwilę, po czym ruszamy dalej aż do Chaty Wuja Toma - komercyjnego schroniska tuż nad Szczyrkiem i tam po zjedzeniu zupy zjeżdżamy do samochodu.




Było idealnie, oby jak najwięcej takiej jesieni !


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz