Pierwsze górskie ściganie - ŚLR Daleszyce 2015

Na ten maraton dużo ludzi czekało z utęsknieniem, nawet pesymistyczna prognoza pogody nie była w stanie popsuć frekwencji. W barwach Cyklonu przybyła Marta, Sołtys, Krzysiek, Przemek i Michał.







Przed startem



MichałDla mnie to pierwszy wyścig z serii ŚLR oraz tych kwalifikujących się na górskie maratony więc więcej niewiadomych niż świadomych oczekiwań i celów. Chciałem przejechać jak najlepiej potrafię. Po rozmowach z Marcinem Lirskim odnośnie nastawienia i oczekiwań do wyścigów starałem się nie spalić psychicznie.


PrzemekPojechałem dobrze się bawić na daleszyckiej trasie, nie napinać się zbytnio i dojechać do końca. Jednocześnie czułem lekki niepokój, bo sam nie wiedziałem czego się spodziewać po swojej kondycji i czy niegroźnie brzmiący dystans FAN (46 km) nie okaże się jednak wyzwaniem. Z tego wszystkiego długo nie mogłem zasnąć, a obudziłem się kilka minut przed budzikiem - łącznie spałem jakieś 3 godziny. Ale potem wszystko fajnie: podróż z grupą Barową, na miejscu jeszcze więcej Cyklonów, pogaduszki, wspólna rozgrzewka, dobre humory.


SołtysMaraton MTB w Daleszycach na dystansie Master miał być podsumowaniem zimowych przygotowań. Czyli miała być jazda na maxa, aż do odcięcia. Jednak życie zweryfikowało plan i uporczywe przeziębienie poprzedzające wyścig skutecznie ograniczyło moje możliwości. Co do wyścigu jechałem tą trasę 3 razy więc do sił wyższych wnosiłem tylko o ograniczenie opadów. Plan zweryfikowany przed startem był taki, żeby pojechać tak ja się da i cieszyć się kapitalną trasą, wyznaczaną przez organizatorów Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej.


MartaPlan był taki, żeby pilnować tętna coby nie wyskakiwało poza strefę "szybkie zajechanie". Poza tym nastawiałam się na kapitalną trasę i poprawienie wyniku z zeszłego roku.


KrzysztofInauguracja sezonu górskiego :). Wcześniejszy start w PB (Otwock), był rozgrzewką przed pierwszymi prawdziwymi górami w tym roku. Jako, że sezon przepracowany uczciwie, pod okiem trenerów (zarówno trening rowerowy, jak i siłownia), to oczekiwania duże. Do tego bardzo osobiste porachunki z Daleszycami, poprzednie 2 lata z rzędu nie udało mi się ukończyć, ze względu na awarie roweru.
 

Wyścig !


SołtysStart jak zwykle ogniem, liczniki od razu pokazał 40km/h...,HR szybko poszybował w górne strefy a na pierwszym podjeździe już wiedziałem, że to nie będzie prosty dzień. Na 15 km byłem tak zczochrany, że chciałem się wycofać. Na 20 km mała zębatka w 3 rzędowej korbie powiedziała, że dzisiaj będzie wciągać łańcuch.  Zostałem na podjazdach z profesjonalnym przełożeniem 32 do 32 zębów :), co poniekąd wymusiło utrzymywanie prędkości minimalnej. Kilometry od 30 do 45 były super, dużo jeżdżenia singlami ale przed oczami miałem ciemność i nie cieszyłem się nimi tak jak planowałem. Przelotne opady i huraganowe podmuchy wiatru dodatkowo zadbały, żebym się nie przegrzał.  Na 50 km spotkałem Rafała z Procycling.pl, który wspierał mnie dobrym słowem przez ostatnie 20 km i tak jakoś po ponad 5h doturlałem się do mety. 





MartaPlan w zasadzie zrealizowany. Tętno najpierw nie chciało w ogóle się rozkręcić więc nie musiałam się nim zbytnio przejmować. Być może to kwestia iście paskudnej aury (zimno, wieje i popaduje). Rozkręciłam się dopiero po jakimś czasie ale starałam się utrzymywać komfortową strefę tętna. Oczywiście nie wszędzie się to udawało, niektóre podjazdy naprawdę dały popalić. Ponieważ pilnowałam się, moje zwyczajowe "odcięcie prądu" nastąpiło dużo później niż zwykle. Pierwsze 2,5h jechało mi się przecudownie, potem już trochę gorzej a ostatnie 10 km to już się modliłam o koniec. Trasa, zgodnie z moimi oczekiwaniami, była fantastyczna. W zasadzie cały czas po lesie, urokliwe single, kamieniste grzbieciki z czymś na kształt gołoborzy, długie i wyczerpujące podjazdy, karkołomne zjazdy. Przetestowałam koła 27,5. W porównaniu do poprzedniego razu, na 26-tkach, kamienie stały się o wiele mniejsze a zjazdy mniej strome. Czy to kwestia koła, kwestia nastawienia (wiedziałam, czego się spodziewać) czy może jednak moja technika jazdy trochę się poprawiła...? Nie wiem, ale i tak było super. Na trasie było sporo błota ale w zasadzie ilość akceptowalna. 




PrzemekTrasa zaskoczyła mnie pozytywnie, cały czas coś się działo, dużo wąskich ścieżek, błotnych pułapek, zjazdów z niespodziankami. Przez większość trasy miałem kontakt wzrokowy z Krzyśkiem i Michałem, super. Dodatkowo na trasie panowała jakaś strasznie pozytywna atmosfera : uśmiechnięci mimo zmęczenia zawodnicy, gadki i wymiany uprzejmości.. aż dziwne że ludzie mogą mieć takie humory gdy wieje, pada, bryzga błotem po ryjach a na termometrze +4 stopnie. Na stromym zjeździe jakoś na 30+ kilometrze trochę przeceniłem swoje umiejętności i lecąc w dół między zsuwającymi się ostrożnie zawodnikami zawadziłem jednego z nich. W rezultacie obaj wylądowaliśmy na ziemi.. Strasznie mi było głupio, przepraszałem milion razy, niby nic się nikomu nie stało, ale zawodnik nie wsiadł już z powrotem na rower tylko zaczął sprowadzać go powoli na dół.. Wyrzuty sumienia męczyły mnie do końca. Ale pomijając to, jechało się super. Podobał mi się również bufet, gdzie zatrzymałem się na jakieś 10 sekund: zapakowałem do kieszeni dwie połówki banana i wypiłem jednym haustem izotonik, w tym czasie ktoś z obsługi chlusnął wiadro wody na zawalony błotem napęd i pomógł sprawnie ruszyć - fajny pit-stop :)





Krzysztof: Pogoda taka sobie, ale co tam, jeździło sie w gorszych warunkach. Start honorowy, więc jadę spokojnie, nienawidzę gnania "na zapaleniu płuc" po asfalcie na góralu. Muszę przyznać, że brak sektorów na ŚLR jednak mi trochę przeszkadza. Pierwszy podjazd i już robi się zator, niestety muszę jechać nie w swoim tempie. Dość sporo błota, ale jakoś wyjątkowo mi to nie przeszkadza, nie wiem czy to kwestia tylko przygotowania, czy może tez nowych opon. Trasa mocno interwałowa, góra - dół, ale nogi kręcą, tylko w kilku miejscach musiałem prowadzić rower. Sporą część trasy przejechałem z Michałem i Przemkiem, naprawdę dużo frajdy daje taka wspólna jazda.. Zjazdy, rewelacja, wszystkie pokonane w siodle. Zbliża się koniec trasy, a ja czuje, że zostało mi jeszcze dużo sił (to znak, że nie pojechałem na miarę swoich możliwość), więc dokręcam ile sił. 



MichałRozpoczęcie pokazało to nie PB. Sektor tylko dla top 20 reszta jak się, kto ustawił. Ruszamy początek nad wyraz dobrze, a moja interpretacja pierwszych kilometrów trasy bardzo mylna. 8,5km podjazd okazał się łatwiejszy niż myślałem. Jechałem ambitnie, ale z głową. Fajnie się jechało widząc na około znajome "C". W pewnym momencie straciłem z oczu jadących przede mną Przemka i Krzyśka, co zmotywowało mnie do przyciśnięcia, ale cały czas miałem z tyłu głowy, aby się nie spalić. Trasa interwałowa góra dół góra dół, czyli każdy dobrze przepracowany podjazd był wynagradzany technicznym zjazdem. Tu nieocenione okazało się szkolenie z techniki jazdy z emtb. W końcu znowu znajome "C" i cześć trasy jadę znowu z Przemkiem i Krzyśkiem. Na jednym z podjazdów, który zmusił mnie do prowadzenia roweru jak 99% zawodników z moim polu widzenia zauważyłem, a raczej usłyszałem, że tylne koło poluzowało się na zapiciu wiec miałem krótki przymusowy Pit Stop. Poprawianie zapięcia w stresie spowodowało za mocne zapicie koła i przesunięcie tarczy hamulcach względem ustawionych zacisków, co skutecznie spowalniało mnie i zabierało siły już do samej mety. Z bufetu stwierdziłem, że nie skorzystam, gdyż zapasa "farmakologii" w kieszonce miałem obfity;). Dalszą część trasy jechałem z Krzyśkiem gdzie na ( dla mnie bardzo ambitnych ) singlach i technicznych zjazdach z dumą krzyczeliśmy "uwaga", "moja lewa" "moja prawa". Już tylko miedzy nami wyrwało się "Cyklon rządzi” :). Ostatnie 5km Krzysiek pokazał, że ma mocną nogę i odjechał mi znikając z pola widzenia.





Na mecie




MartaWyścig był bardziej męczący niż zeszłoroczny a to chyba z powodu zdecydowanie większej ilości błota i ogólnie mokrej nawierzchni (znacie chyba wszyscy to charakterystyczne zasysanie opon na nieco "rozślapkanej" trasie...). Czas, w porównaniu do zeszłego roku, o kilka minut gorszy ale rating sporo lepszy. No i na koniec niespodzianka - gdy stałam w kolejce do myjki usłyszałam swoje nazwisko wywołane do dekoracji - 5 miejsce w K3 :) Ujechałam się ale bawiłam się świetnie i jestem zadowolona.





SołtysSamo zmęczenie fizyczne i kłopoty z rowerem w zasadzie dodały całej imprezie kolorytu. A z perspektywy 24h to był naprawdę dobry wyścig i zupełnie nie pamiętam jak na mecie bolało mnie wszystko… Takie MTB to jest MTB :)

MichałOpen 179 M2 \ 50 czas 03: 12:43 super impreza i mimo kiepskiej pogody na samej trasie nie zmarzłem. Posmakowałem górskiego ścigania, dlatego kiedyś jeszcze się zmierzę z tą ligą, ale póki, co wracam do PB na dystanse Max łapać pkt dla Cyklona :). Bardzo dziękuję całej ekipie, która zjawiła się na ŚLR Daleszyce tj. Marta, Przemek, Krzysiek, Michał. To były niesamowite przeżycia trasa trudna, techniczna, mokra dużo błota śliskich zjazdów gdzie do opisu ciśnie si już klasyk "miota nim jak szatan”, ale w doborowej ekipie i muszę przyznać, że kultura osobista zawodników wyższa niż na innych maratonach, w których miałem okazje brać udział




PrzemekCzas 3:15 to pewnie żadna rewelacja, ale plan zrealizowałem. Bawiłem się bardzo dobrze, dojechałem do końca w równym tempie bez kryzysów czy skurczów. Mimo braku przygotowania i słabo przepracowanej zimy jednak organizm coś tam pamięta i trochę się tym podbudowałem. Mimo że udało mi się nie zajechać, to czuję że dystans Master (72 km) mógł być dzisiaj poza moim zasięgiem. 


Krzysztof: Wynik nie powala 3:08, mógłby być sporo lepszy, gdyby nie zatory na trasie. Następnym razem muszę się ciut bliżej startu ustawić. Dodatkowo ilość błota spowodowała, że w drugiej połowie, sporo musiałem jechać tylko na młynku, bo na środkowej tarczy łańcuch się blokował. Fajnie było widzieć tylu Cyklonów na trasie. Mam nadzieje, że do Sandomierza też zbierze się ekipa. Był to też test roweru na bezdętkach, wypadł bardzo pomyślnie, podziękowania dla Marcina, który przygotował rower.

No i klątwa odczyniona, Daleszyce ukończone, za rok też będę ! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz