Gdzieś w Ślężańskim Parku Krajobrazowym |
Dzień 1 : Masyw Ślęży
Znowu postanawiamy zwiedzić trasy zawodów Enduro EMTB , ale w tym roku bez adrenaliny i wyścigowych emocji. Sławny OS1 pokonujemy powoli, ale dokładnie. W miejscach gdzie coś nie wyszło cofamy się i próbujemy jeszcze raz. Zsuwamy się grzecznie schodek po schodku, kamień po kamieniu, z prędkością podobną do tej, którą wcześniej podjeżdżaliśmy na szczyt Ślęży.
Zjazd ze Ślęży, czerwony szlak pieszy |
Następnie przenosimy się na sąsiednią Radunię, gdzie czekają na nas malownicze, dzikie ścieżki poza szlakami. Jest bardzo ciepło i słonecznie, kręcimy się i błądzimy niespiesznie przez jakieś 3 godziny.
Radunia i jej dzikie ścieżki |
Czas się zbierać, kolejny cel podróży: Sokołowsko koło Mieroszowa, góry Suche. To niby tylko 50km od Ślęży, a jednak pogoda wygląda dużo mniej pozytywnie: bure niebo, mgła, zaczyna siąpić deszcz. Kiedy jesteśmy prawie na miejscu, rzeczywistość okazuje się brutalna - góra Stożek jest cała pokryta śniegiem. Logujemy się tradycyjnie w sympatycznym ośrodku Radosno, gdzie dołączamy na kolacji do grupy Barowej. Załoga ma nietęgie miny po pierwszym dniu w górach Suchych, ale o tym więcej w relacji Sołtysa.
Dzień 2 : Góry Sowie
W Sokołowsku od rana jest zimno i pada deszcz, zmieniamy więc plany i dzień wcześniej niż planowaliśmy jedziemy całą paczką do Srebrnej Góry. Plan ambitny, obgadany na szybko i genialny w swej prostocie: jedziemy aż na Wielką Sowę jak najłatwiejszą drogą i wracamy czerwonym szlakiem do Srebrnej Góry. Porzucamy auta na parkingu i ruszamy w drogę.
Góry Sowie, trawersujemy niebieskim szlakiem rowerowym |
Po kilku kilometrach rozstajemy się z chłopakami, ponieważ my kręcimy pod górę w tempie spacerowym, a oni cisną dużo żwawiej. Jedziemy, gadamy, nie przejmujemy się niczym.. aż do momentu, gdy orientujemy się że w błocie brak śladów kół rowerów, jakie dotychczas starczały nam za nawigację. Chłopaki pojechali jakąś inną drogą, a do mnie dociera w tej chwili jak wyluzowani ruszyliśmy na dzisiejszą wyprawę: brak papierowej mapy, do jedzenia łącznie kilka batoników i jeden banan na spółkę, naładowane lampki i czołówki również zostały w samochodzie. Czas więc na rachunek sumienia: sprawdzamy na nawigacji naszą lokalizację i uznajemy że nie mamy szans dotrzeć na Wielką Sowę, zawracamy i postanawiamy improwizować na szlakach prowadzących w kierunku Srebrnej Góry.
Kilkaset metrów lodu dla pobudzenia czujności |
W pierwszą stronę jedynymi niedogodnościami było okazjonalne błoto, wilgoć i mgła, jednak objeżdżając tym razem nasze pasmo od wschodniej strony, dostajemy dodatkowo lód i śnieg, po którym czasem da się jechać, a czasem nie. Ale tak to już bywa, gdy się chce jeździć po górach w marcu.
Trochę śniegu gdzieś na niebieskiej pętli Sudety Strefa MTB |
Nocleg
Docieramy trochę na czuja do Srebrnej Góry i zaczynamy się martwić o brak noclegu. Łapiemy za klamkę mijanej po drodze Willi Hubertus - dawne schronisko PTTK "Srebrna Góra" - ale okazuje się zamknięta. Naciskamy na dzwonek, ponieważ kilka godzin wcześniej widzieliśmy przecież dostawę czeskiego piwa Opat. Po chwili otwiera nam sympatyczna właścicielka i zaczynamy negocjacje. Hubertus nie jest jeszcze otwarty o tej porze roku, ale akurat tego dnia 25-cio osobowa grupa studentów organizuje sobie tu ognisko. Pokoju niby wolnego nie ma, chyba że może być taki bez ogrzewania. Do jedzenia też raczej dużo do wyboru nie ma: zupa gulaszowa albo pierogi. Oczywiście zgadzamy się na wszystko, w pokoju nie było bardzo zimno a pierogi i zupa były naprawdę przepyszne. Suszymy buty i grzejemy się przy kominku z kuflami czeskiego "Opata" w ręku i udajemy się na spoczynek. Pomijając nocne wtargnięcie do pokoju miłego, młodego człowieka proponującego marihuanę, noc minęła całkiem spokojnie ;)
Pucowanie rowerów pod willą Hubertus (dawniej PTTK Srebrna Góra) |
Może jeszcze kilka słów o willi Hubertus, bo jest naprawdę warta polecenia. W środku wszystko jest nowiutkie i zadbane, ale jednocześnie ceny są bardzo przystępne i z podejściem jak w schroniskach: można wynająć sam pokój, a rzeczy dodatkowe jak pościel, ręcznik czy wyżywienie są opcjonalne. Szukając oszczędności warto więc przyjechać z własnym śpiworem. Za pokój z pościelą i śniadaniem (szwedzki stół) zapłaciliśmy po 45 zł. Jedzenie pyszne, świetny klimat miejsca, bezpieczne przechowanie rowerów, a przede wszystkim dogodne położenie na początku lokalnych pętli rowerowych.
http://www.villahubertus.com.pl/
Dzień 3 - Srebrna Góra, szlaki zjazdowe, czarny "A"
Ostatniego dnia o świcie zwiedzamy miasteczko. Zajmuje nam to trochę ponad 20 minut i zabija czas w oczekiwaniu na śniadanie. Nie spieszymy się z wyjściem, temperatura rano jest ledwo na plusie i co chwila pada deszcz. Koło 10.00 decydujemy się na wyjście bez względu na wszystko: czas stawić czoła jednej z trzech lokalnych tras zjazdowych.
Singletracki Srebrna Góra , czarny "A" |
Po intensywnym podjeździe czeka nagroda w postaci kilku kilometrów czystej zabawy. Ścieżki są lekko zaniedbane po zimie i w kilku miejscach nadal leży śnieg, ale nie psuło to wrażenia ani trochę. Szybkie, techniczne, kręte, na trasie kilka niespodzianek w postaci uskoków, hopek i band. Cieszymy się jak dzieci i żałujemy że nie trafiliśmy tu już wczoraj.
Trasy zjazdowe Srebrna Góra |
Generalnie na liście priorytetów wyjazdowych wylądowała teraz Srebrna Góra z nastawieniem na te właśnie ścieżki. Start sezonu udał się idealnie, a przy okazji odkryliśmy nowe miejsce z dużym potencjałem - mam nadzieję wrócić tu już wkrótce.
Na końcu każdej sekcji czeka mała hopka |
Dla zainteresowanych video: kilka surowych fragmentów (chwilowo w marnej jakości) tras Ślęży, Raduni i Srebrnej Góry z tego wyjazdu:
Daję okejkę :)
OdpowiedzUsuń