Marcowe rozpoczęcie sezonu MTB: Ślęża i g. Sowie

Nareszcie ! Wiosna na Mazowszu drażniła już od wielu dni, ICM dawno nie pokazał objawów nawrotu zimy - koniec tego odwlekania, jedziemy w góry z Michałem D. Scenariusz jak zwykle: wieczorem pakowanie, start trochę po 5 rano, koło południa już rozpakowujemy się na parkingu pod ośrodkiem Caritas w Sulistrowiczkach.

Gdzieś w Ślężańskim Parku Krajobrazowym




Dzień 1 : Masyw Ślęży

Znowu postanawiamy zwiedzić trasy zawodów Enduro EMTB , ale w tym roku bez adrenaliny i wyścigowych emocji. Sławny OS1 pokonujemy powoli, ale dokładnie. W miejscach gdzie coś nie wyszło cofamy się i próbujemy jeszcze raz. Zsuwamy się grzecznie schodek po schodku, kamień po kamieniu, z prędkością podobną do tej, którą wcześniej podjeżdżaliśmy na szczyt Ślęży.

Zjazd ze Ślęży, czerwony szlak pieszy

Następnie przenosimy się na sąsiednią Radunię, gdzie czekają na nas malownicze, dzikie ścieżki poza szlakami. Jest bardzo ciepło i słonecznie, kręcimy się i błądzimy niespiesznie przez jakieś 3 godziny.

Radunia i jej dzikie ścieżki

Czas się zbierać, kolejny cel podróży: Sokołowsko koło Mieroszowa, góry Suche. To niby tylko 50km od Ślęży, a jednak pogoda wygląda dużo mniej pozytywnie: bure niebo, mgła, zaczyna siąpić deszcz. Kiedy jesteśmy prawie na miejscu, rzeczywistość okazuje się brutalna - góra Stożek jest cała pokryta śniegiem. Logujemy się tradycyjnie w sympatycznym ośrodku Radosno, gdzie dołączamy na kolacji do grupy Barowej. Załoga ma nietęgie miny po pierwszym dniu w górach Suchych, ale o tym więcej w relacji Sołtysa.

Dzień 2 : Góry Sowie

W Sokołowsku od rana jest zimno i pada deszcz, zmieniamy więc plany i dzień wcześniej niż planowaliśmy jedziemy całą paczką do Srebrnej Góry. Plan ambitny, obgadany na szybko i genialny w swej prostocie: jedziemy aż na Wielką Sowę jak najłatwiejszą drogą i wracamy czerwonym szlakiem do Srebrnej Góry.  Porzucamy auta na parkingu i ruszamy w drogę.

Góry Sowie, trawersujemy niebieskim szlakiem rowerowym

Po kilku kilometrach rozstajemy się z chłopakami, ponieważ my kręcimy pod górę w tempie spacerowym, a oni cisną dużo żwawiej. Jedziemy, gadamy, nie przejmujemy się niczym.. aż do momentu, gdy orientujemy się że w błocie brak śladów kół rowerów, jakie dotychczas starczały nam za nawigację. Chłopaki pojechali jakąś inną drogą, a do mnie dociera w tej chwili jak wyluzowani ruszyliśmy na dzisiejszą wyprawę: brak papierowej mapy, do jedzenia łącznie kilka batoników i jeden banan na spółkę, naładowane lampki i czołówki również zostały w samochodzie. Czas więc na rachunek sumienia: sprawdzamy na nawigacji naszą lokalizację i uznajemy że nie mamy szans dotrzeć na Wielką Sowę, zawracamy i postanawiamy improwizować na szlakach prowadzących w kierunku Srebrnej Góry.

Kilkaset metrów lodu dla pobudzenia czujności

W pierwszą stronę jedynymi niedogodnościami było okazjonalne błoto, wilgoć i mgła, jednak objeżdżając tym razem nasze pasmo od wschodniej strony, dostajemy dodatkowo lód i śnieg, po którym czasem da się jechać, a czasem nie. Ale tak to już bywa, gdy się chce jeździć po górach w marcu.

Trochę śniegu gdzieś na niebieskiej pętli Sudety Strefa MTB

Nocleg

Docieramy trochę na czuja do Srebrnej Góry i zaczynamy się martwić o brak noclegu. Łapiemy za klamkę mijanej po drodze Willi Hubertus - dawne schronisko PTTK "Srebrna Góra" - ale okazuje się zamknięta. Naciskamy na dzwonek, ponieważ kilka godzin wcześniej widzieliśmy przecież dostawę czeskiego piwa Opat. Po chwili otwiera nam sympatyczna właścicielka i zaczynamy negocjacje. Hubertus nie jest jeszcze otwarty o tej porze roku, ale akurat tego dnia 25-cio osobowa grupa studentów organizuje sobie tu ognisko. Pokoju niby wolnego nie ma, chyba że może być taki bez ogrzewania. Do jedzenia też raczej dużo do wyboru nie ma: zupa gulaszowa albo pierogi. Oczywiście zgadzamy się na wszystko, w pokoju nie było bardzo zimno a pierogi i zupa były naprawdę przepyszne. Suszymy buty i grzejemy się przy kominku z kuflami czeskiego "Opata" w ręku i udajemy się na spoczynek. Pomijając nocne wtargnięcie do pokoju miłego, młodego człowieka proponującego marihuanę, noc minęła całkiem spokojnie ;)

Pucowanie rowerów pod willą Hubertus (dawniej PTTK Srebrna Góra)

Może jeszcze kilka słów o willi Hubertus, bo jest naprawdę warta polecenia. W środku wszystko jest nowiutkie i zadbane, ale jednocześnie ceny są bardzo przystępne i z podejściem jak w schroniskach: można wynająć sam pokój, a rzeczy dodatkowe jak pościel, ręcznik czy wyżywienie są opcjonalne. Szukając oszczędności warto więc przyjechać z własnym śpiworem. Za pokój z pościelą i śniadaniem (szwedzki stół) zapłaciliśmy po 45 zł. Jedzenie pyszne, świetny klimat miejsca, bezpieczne przechowanie rowerów, a przede wszystkim dogodne położenie na początku lokalnych pętli rowerowych.
http://www.villahubertus.com.pl/

Dzień 3 - Srebrna Góra, szlaki zjazdowe, czarny "A"

Ostatniego dnia o świcie zwiedzamy miasteczko. Zajmuje nam to trochę ponad 20 minut i zabija czas w oczekiwaniu na śniadanie. Nie spieszymy się z wyjściem, temperatura rano jest ledwo na plusie i co chwila pada deszcz. Koło 10.00 decydujemy się na wyjście bez względu na wszystko: czas stawić czoła jednej z trzech lokalnych tras zjazdowych.

Singletracki Srebrna Góra , czarny "A"

Po intensywnym podjeździe czeka nagroda w postaci kilku kilometrów czystej zabawy. Ścieżki są lekko zaniedbane po zimie i w kilku miejscach nadal leży śnieg, ale nie psuło to wrażenia ani trochę. Szybkie, techniczne, kręte, na trasie kilka niespodzianek w postaci uskoków, hopek i band. Cieszymy się jak dzieci i żałujemy że nie trafiliśmy tu już wczoraj.

Trasy zjazdowe Srebrna Góra

Generalnie na liście priorytetów wyjazdowych wylądowała teraz Srebrna Góra z nastawieniem na te właśnie ścieżki. Start sezonu udał się idealnie, a przy okazji odkryliśmy nowe miejsce z dużym potencjałem - mam nadzieję wrócić tu już wkrótce.

Na końcu każdej sekcji czeka mała hopka

Dla zainteresowanych video: kilka surowych fragmentów (chwilowo w marnej jakości) tras Ślęży, Raduni i Srebrnej Góry z tego wyjazdu:

1 komentarz: