Kilka przepisów na udany weekend

Z braku czasu nie napisałem w zeszłym roku wielu planowanych relacji, mimo że miałbym pewnie coś do opowiedzenia o prawie każdym weekendzie sezonu 2014. Spróbuję to teraz trochę nadrobić opisując krótko kilka z nich - może staną się dla kogoś inspiracją na weekendowy wypad rowerowy.

Beskid Niski. Tędy prawie na pewno biegnie jakiś szlak.





Treningowo - szkolenia technik jazdy POMBA / EMTB

Taki kurs chodził mi po głowie już od wiosny, kiedy na zawodach enduro na Ślęży boleśnie przekonałem się, jak bardzo mało wiem o pokonywaniu naprawdę technicznych sekcji.  Pojawiła się okazja - dogodny termin i miejsce szkolenia pokryło się z zaplanowanym urlopem... a może na odwrót, nie pamiętam.

Jeden z moich złych nawyków - stała gotowość do hamowania

Szkolenie podstawowe w Świeradowie Zdrój

Ludzie z POMBA (Polish Mountain Bikers Alliance) mają regulamin nie pozwalający się zapisać na szkolenie zaawansowane, dopóki nie zaliczysz podstawowego. Trudno, pomyślałem, odbębnię grzecznie szkolenie elementarne. Odbyło się ono na świeradowskich singlach i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło - spodziewałem się nudy, tymczasem świetnie się bawiłem przez blisko 5 godzin. Nauczyłem się też sporo, bo okazało się że mam wiele złych nawyków do wykorzenienia. Szkolenie obejmowało prawidłową pozycję na rowerze, balans ciałem, pokonywanie przeszkód terenowych, dobór linii przejazdu, płynne pokonywanie zakrętów, kontrolę prędkości, pompowanie, pokonywanie zakrętów z bandami. Bez względu na poziom zaawansowania, polecam każdemu.

Szkolenie EMTB Karpacz - wybór linii przejazdu

Szkolenie zawansowane Enduro w Karpaczu

Na drugi dzień szkolenie przenosi się z gór Izerskich w Karkonosze. Tutaj żarty się skończyły i już od pierwszej sekcji technicznej było mocno. Pokonywaliśmy coraz trudniejsze rockgardeny i uczyliśmy się doboru optymalnej linii przejazdu, kontroli prędkości i skręcania w niedogodnym terenie. Do tego dochodziły coraz większe kamulce i dropy - jak dla mnie  7 godzin adrenaliny i porządnej szkoły przetrwania. Większość jeżdżenia tego dnia odbywała się na trasie maratonu Golonki w Karpaczu, więc polecam je bywalcom takich imprez oraz wszystkim poszukiwaczom mocnych wrażeń.

Szkolenie EMTB Karpacz - największy drop tego dnia

Podsumowując, szkolenia POMBA / EMTB to świetna inwestycja w siebie i przy okazji dobra zabawa. Grupy są dosłownie kilku osobowe a instruktorzy profesjonalni. Podobno będzie podstawowe szkolenie również w Warszawie, po szczegóły odsyłam na stronę pomba.pl

Wyścigowo - Cyklokarpaty Dukla

Jakoś tak na ostatnią chwilę wbiłem się z dwoma Krzyśkami na finał serii Cyklokarpaty. Bardzo nas interesował ten cykl, bo słyszeliśmy dobre rzeczy a może warto poświęcić mu więcej uwagi w przyszłym roku. Kwatery szukaliśmy oczywiście dopiero będąc w drodze i trochę w ciemno, ale wszystko dobrze się skończyło i wyladowaliśmy w sympatycznej, drewnianej willi w Iwoniczu-Zdrój. Zwiedziliśmy miasteczko i relaksowalismy się przed ciężkim dniem, zastanawiając się co czeka nas na 59 kilometrach trasy dystansu MEGA.

Krzysiek na rozgrzewce. W tle góra Cergowa

Minutę po starcie Krzysiek W. zgubił bidon i musiał po niego zawracać - i to by było na tyle z wspólnej jazdy przez jakiś czas. Kilka kilometrów później rozpoczyna się wspinaczka wilgotnawym zboczem, który później przeistacza się w festiwal błota. Co chwila kogoś stawia bokiem, wiele osób decyduje się na prowadzenie roweru, kilka osób zawraca i rezygnuje z dalszego udziału.  Ja cisnę dalej, tuż przed wyjazdem Cyklon założył mi srogie laczki w ciężki teren, błoto mi nie straszne. W pewnym momencie jednak przednie koło przestaje się kręcić - gigantyczna kula błota między oponą a amortyzatorem zmusza mnie do przystanku i ręcznego pozbycia się nadmiaru brei.

Cyklokarpaty Dukla 2014, Krzysiek na trasie dystansu Mega

Po pierwszym bufecie na 11 km trasa zmienia się w bardzo szybką i przyjemną. Od tej pory szerokie szutry, łąki, płytkie strumyki przepływające nad drogą i piękne krajobrazy Beskidu Niskiego. Dogania mnie Krzysiek, trzymam jego tempo ze szczerym zamiarem wspólnej jazdy do końca. Na 33km podczas zjazdu niestety złapałem gumę - tutaj wtrącę że pierwszy raz w życiu - pożegnałem więc Krzycha i zabrałem się za rozgryzanie jak się używa łyżek. Spieszę się i nie potrzebnie denerwuję, widząc jak dużo osób mnie wyprzedza, przez co wszystko trwa pewnie jeszcze dłużej. Gotowe ! Nareszcie ruszam... ale już po chwili czuję że znowu gubię powietrze... Brawo dla mnie, nie poszukałem żadnego kolca w oponie i powieliłem jeden z najstarszych kolarskich błędów wszechczasów.

Cyklokarpaty w Dukli, Beskid Niski


Toczę się - już bez nerwów i wyścigowych emocji - do najbliższego bufetu przede mną. Tam dopompowuję koło, zjadam coś i proszę o wskazanie najkrótszej drogi do Dukli, gdyż bez nowej dętki dalszy udział nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Po chwili narady okazuje się, że tak naprawdę stąd jedyna sensowna droga jest i tak zgodna z trasą maratonu, a z profilu wynika, że to już przeważnie w dół. Ruszam więc, a po chwili nawet udaje się wykrzesać z siebie jakieś sensowne tempo - chociaż to już nie to samo gdy ani z tyłu ani z przodu nie widać żywego ducha. Zaliczam jeszcze lekki kryzys 5 km przed końcem i wpadam na metę z czasem 4h 20' , nawet w sumie całkiem usatysfakcjonowany że - byle jak - ale ukończyłem fajną imprezę.

Miny bojowe, wyniki... takie sobie ;)

Organizacja super, miła atmosfera, luźne gadki z nieznajomymi na trasie, porządne bufety i interesująca trasa. Polecam ten cykl, w miarę możliwości będę odwiedzał Cyklokarpaty w przyszłym roku.

Przygodowo - Beskid Niski z Sołtysem

W pewnym sensie każdy wyjazd w góry jest przygodą, ale te z Michałem zazwyczaj trochę bardziej niż inne. Tym razem miało być inaczej, spokojniej i nudniej, bo obydwaj po antybiotykach, bo pogoda słaba, bo coś tam. Dotarliśmy więc do Krynicy Zdrój i zadokowaliśmy się w kultowej Kurmanówce u naszego klubowego kolegi Łukasza (tego od Indyka). Ok, Kurmanówka może dopiero będzie kultowa, bo jeszcze mało kto o niej wie, ale miejsce naprawdę dobrze rokuje. Pierwszy dzień faktycznie rozpoczęliśmy jak dziadki, od wjazdu na Jaworzynę gondolką.. ale o tym wszystkim (może) będzie osobna relacja Sołtysa, więc tylko w telegraficznym skrócie teraz.

Beskid Niski. Niespodziewany koniec ścieżki

Drugiego dnia wyjazdu postanowiliśmy się ewakuować w niegroźny Beskid Niski. Trasa na mapie wyglądała całkiem w porządku, przewyższenia znośne, a my wstaliśmy rano i mieliśmy calutki dzień na wycieczkę. Przebijamy się przez szczyt Huzary i zsuwamy po drugiej stronie po błotnej mazi. Na dole okazuje się, że już niechcący zboczyliśmy z zaplanowanej trasy o dobre 10 km. Nadrabiamy czym prędzej, odnajdujemy zagubiony szlak i oto wkraczamy w Beskid Niski. Od tego momentu przez cały dzień praktycznie nie spotykamy żywego ducha, za to przedzieramy się zdziczałymi, zarośniętymi szlakami, przeprawiamy się przez rwące rzeki, zapadamy się błocie, uciekamy przed burzą ... - niewinna wycieczka okazuje się niemałą przygodą, zajmuje nam cały dzień i wskakuje do mojego top 3 najlepiej wspominanych tras sezonu .

Beskid Niski. Kolejne urozmaicenie na szlaku
Wszystko bez planowania, rozpoznania terenu i na sporej dawce szczęścia. Bo na przykład znalezienie jakiegokolwiek stacjonarnego sklepu graniczy tam z cudem, a my trafiliśmy niechcący tuż przed otwarciem do takiego czynnego tylko 15.00 - 18.00 . Z burzą rozmijaliśmy się kilkukrotnie, nie mieliśmy możliwości ani awaryjnego planu powrotu, dotarliśmy w okolice Krynicy równo ze zmrokiem.

Jak zafundować sobie podobne emocje ? Nie ma co za dużo planować, wystarczy wyznaczyć wstępnie jakąś górską pętlę do pokonania, zabrać mapę, światło, dużo wody i jedzenia i ... wierzyć że wszystko będzie w porządku :)

Turystycznie - Mazury na przełaju

Zdecydowanie zbyt rzadko ruszam w innych kierunkach niż w góry. Ale kiedy w moim życiu nareszcie pojawił się rower do cyclocrossu, od razu postanowiłem wykorzystać jego wszechstronność. Znowu trochę spontan i fajne zgranie w czasie, gdy Pablo Zet wyciągnął mnie na Mazury. Baza wypadowa: Wilczy Szaniec w Gierłoży.

Mazurskie szutry w okolicy Parcza

Pierwszego dnia zrobiliśmy sobie wyprawę terenową - leśnymi szlakami bardzo dobrej jakości dotarliśmy do Mamerek nad jeziorem Mamry. Przemknęlismy koło kilku mniejszych jezior (Mój, Mażańskie, Siniec Wielki), mijaliśmy majaczące w krzakach poniemieckie bunkry, widzieliśmy z bliska bielika. Nie zatrzymujemy się nawet na moment, gdyż za nami podąża (z prędkością około 10 km/h) czarna chmura komarów i gzów. Wracamy na południe z widokiem na Mamry, mijamy kolejne jeziora: Pniewskie, Łabap, Dobskie, na teren Wilczego Szańca docieramy tuż po zachodzie słońca i zatoczeniu 45km pętli.

W pociągu Kętrzyn - Węgorzewo. Foto: Pablo Zet

Drugiego dnia pakujemy się z rowerami w turystyczną kolej relacji Kętrzyn - Węgorzewo. Trasa prowadzi poniemieckimi torami wśród bagien i łąk, za oknem stada żurawi, bociany, sarny, krowy i przyjemne mazurskie krajobrazy. Po blisko godzinnej jeździe wysiadamy na stacji końcowej w Węgorzewie i stamtąd zaczynamy naszą trasę, tym razem nastawieni na wycieczkę szosową.

Foto: Pablo Zet

Sierpniowa pogoda dopisała. Kluczyliśmy asfaltami różnej jakości między jeziorami Stręgiel, Święcajty, Harsz , Dargin i dotarliśmy do Sztynortu nad jeziorem Sztynorckim. Na obiad razowa szarlotka popita maślanką i chwila relaksu nad wodą. Spotykamy tam również znajomego Kondzia G, który jak na żeglarza przystało, pyta zachrypniętym głosem czy nie mamy czegoś od bólu głowy.

Wracamy już sprawniejszym tempem przez urokliwe wioski i docieramy do Szańca po blisko 55km fajnej wycieczki.  I jedyna rzecz jaka odrobinę psuje ten dzień to fakt że weekend się kończy i trzeba wracać do miasta.

CDN ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz