Na początku miało być nas czterech. W głębi duszy liczyliśmy, że będzie nas więcej i, że publikacja propozycji wyjazdu na forum spowoduje, że dołączy do nas co najmniej kilkanaście osób. Nic mylnego, patrząc po odsłonach postu to zainteresowanie tym wyjazdem było nijakie. Co prawda wycieczka została zaplanowana na dni tygodnia roboczego i w efekcie przesunięta o tydzień do przodu, to mimo to brak zainteresowania był przykrym doświadczeniem. W efekcie perturbacji życiowych pozostało nas dwóch – Michał i Radek. Rafał i Przemek zostali rozgrzeszeni bo przynajmniej próbowali pojechać – reszta NIE !!!
Ci, którzy jeszcze się nie obrazili niech czytają dalej.
Wyjazd miał nastąpić w czwartek o świcie więc środa to miał
być dzień wytężonej pracy, co by nikt później nie zawracał głowy. Trzeba było
zorganizować sobie sprzęt i wszelkie akcesoria pomocnicze Michał w zasadzie
poradził sobie sam, ja prawie tydzień wcześniej oddałem swojego sztywnika do
serwisu z nadzieją na szybki przegląd i wymianę supportu. Nasz Prezes jak przy
okazji każdej ważnej okazji zachował znany wszem spokój. To znaczy najpierw nie
dawał informacji, że maszyna gotowa, a później mimo dość zaawansowanej godziny
nie odpisywał na smsy. Tak sobie pomyślałem, że chłopina właśnie składa mojego
bike’a, bo przecież po co się za to zabierać wcześniej. Słuszna postawa
zasługuje na słowa uznania – znowu draniu Ci się udało i zdążyłeś – gratuluje.
Rano spakowany na wszelkie zmiany pogody ruszyłem na miejsce
zbiórki. Michał już czekał. Szybkie pakowanie i jazda co by jeszcze przed
korkami wyjechać z Warszawy. Kierunek Węgierska Górka, czyli od pyty
kilometrów. W Częstochowie uznaliśmy, że należy zjeść śniadanie i że kurczak,
no wiecie TEN kurczak, będzie najodpowiedniejszą potrawą. I był, sami oceńcie
czy powinien. Dalsza część trasy była dość spokojna, ale tylko do momentu
zjazdu z Obwodnicy Górnośląskiej w Tychach. Straciliśmy około 30 minut przez
to. Pojawił się mały dreszczyk, że nie uda się wyjeździć założonego planu, ale
pogoda dawała dużo optymizmu. W końcu dotarliśmy na miejsce.
Było szybko i treściwie, zrzut toreb, szybka wizyta w WC
żeby zrzucić TEGO kurczaka, świeże gacie na tyłek i chwila rozterki. Co założyć
na siebie? Niby full lampa, ale w górach może odrobinę wiać, a może będzie
padać? Wahanie trwało jakąś 1 nanosekundę. Michał i Ja wybraliśmy odpowiedni
zestaw ubrań, zapas wrzuciliśmy do plecaków, kanapki z domu, batony i co?
Ogień. Powietrze było jakieś takie naładowane emocjami, jakby ktoś w nim
rozpylił kokainę. Ruszyliśmy. Początek był dość miłościwy, co prawda cały czas
odrobinę do góry ale podniecenie brało górę i nie czuć było tych przewyższeń.
Michał pewnie celowo nie uświadamiał mnie w trudności wycieczki bo mimo wielu
przejechanych w tych górach maratonów całkowicie nie wiedziałem co mnie czeka.
Wiedziałem, że jedziemy na kawkę na Skrzyczne. Zaczął się wąski asfalt
miejscami stromo, ale dość komfortowo. Kręciliśmy tak blisko godzinę, aż
zbliżyliśmy się szczytu no i tej kawki na szczycie. Ostatnie kilometry to szuter
i trochę śniegu. Takiego mokrego. Zainteresowanym mogę napisać, że Geax
Saguarro nie jeżdżą po śniegu, kręcą się w miejscu. Szybki atak na szczyt i
Michał po raz pierwszy dostał mocy. Bryknął na górkę jak na kucyku. Po twarzy
było widać, że nie bardzo wierzy w to co zrobił, ale twardo milczał.
Wiedziałem, że nie wierzy i musi się upewnić co do swojej mocy na następnym
podjeździe.
Gościna w schronisku trwała krótko. Posileni ruszyliśmy
dalej pasmem. Odcinek był mocno interwałowy, ale nie ciężki. Czuliśmy się
komfortowo. Początkowo wydawało mi się, że po prostu emocje biorą górę nad
zmęczeniem. Ale w kolejnych godzinach trasy to już nie mogły być emocje no bo
przecież organizm też ma swoje ograniczenia. Michał tak świetnie się czuł, że
podjeżdżał niemalże wszystko dziwiąc się, że dysponuje taką siłą. Docenił
godziny treningowej pracy zimowej w piwnicy. Trasa poprowadzona w przemyślany
sposób, to znaczy niby znana prosta, ale to Beskidy, nie zapominajcie, a w tej
materii Michał jest specjalistą. Jazda układała się dobrze, co prawda na
zjazdach tylko obserwowałem jak Michał odjeżdża, ale różnica w doświadczeniu
nie łudziła mnie, że będzie inaczej. Znanymi tylko Michałowi trasami jechaliśmy
tempem raczej wycieczkowym, aż do fajnego zjazdu do Węgierskiej Górki. Po zjeździe
w samej Węgierskiej Górce wylądowaliśmy jeszcze za widna. Szybko ogarnęliśmy
się na kwaterze i udaliśmy się do pizzerii na posiłek. Siedzieliśmy tak sącząc
piwko i nie rozumiejąc w zasadzie tego co się stało. Jacyś tacy niedojechani i
niezmęczeni byliśmy. Dziwne uczucie. Zakończyliśmy dzień postanowieniem, że
jutro damy nieco ostrzej.
Pobudka miała być o 7 żeby więcej czasu było na
przygotowanie do drogi. Obudziłem się o 6 patrzę, a Michał już książkę czyta.
Nabuzowani wstajemy 6:30 i zaczynamy organizować posiłek. Przed 8 ruszamy
samochodem do Rajczy. Stamtąd atakujemy Wielką Raczę. Pamiętam tą górkę z kilku
wyścigów i nie mam zbyt dobrych wspomnień. Ale wstyd mi zmieniać plany. Ruszamy
asfaltowym dojazdem i w pewnym momencie niczym start ostry pniemy się górską
drogą pod górę. Jest ciężko, w międzyczasie ktoś do mnie dzwoni. Myślę chwała
Ci ktosiu, że dzwonisz, chwilę odsapnę. Odbieram telefon i w kilka sekund
kończę rozmowę. Nie ma co ściemniać. Walimy do przodu. Michał odjeżdża swoim
tempem, ja swoim tarabanię się do góry. W końcu docieramy na górę, w schronisku
wcinamy kanapki popijając czarną wodą z cukrem i ruszamy dalej w kierunku
Przegibka. Miejscami jest śnieg, pod nim korzenie, do tego pod górę. Jakoś
idzie, kawałek muszę podejść, ale generalnie toczę się na kołach. Pokonujemy
kolejne kilometry. Czas upływa bardzo miło. Przyjąłem taktykę podpatrywania
Michała, co by się trochę techniki nauczyć. I mówię Wam warto było. Michał
reprezentuje wysoką klasę jazdy i bardzo dobrą technikę. Oczywiście jak go
zapytacie to zaprzeczy. Ale to dlatego, że oprócz umiejętności rowerowych to
skromny chłopak jest. W tym miejscu polecam Wam wypady z Michałem w góry lub
wizytę na naszych jazdach w Starej Miłośnie pod Barem.
Dzień kończymy przezajebistym zjazdem do Rajczy, jedzie się
niby wąwozem, w którym co chwilę trzeba uciekać to z jednej na drugą stronę bo
ten niby wąwóz jest przeorany groblami i na dodatek usypany jest kamieniami.
Podsumowanie może być tylko jedno – żałujcie, że Was tam nie
było. Możecie mi pozazdrościć takiego kompana jak Michał. Świetnego przewodnika
i organizatora.
PS Od Michała w żołnierskich słowach
Trasa Dzień Pierwszy
Węgierskie Górka (nieco pona 400 mnpm), asfaltem przez
Cisiec, Przybędza, Radziechowy, Twardorzeczka, Ostre, potem żółty szlak do
leśniczówki, w prawo wzdłuż potoku Malinowskiego a potem już zostaje jedna
droga na szczyt (znaczy kawę). Ze Skrzycznego zielonym do Magórki Wiślanej a
potem czerwonym do Węgierskeij Górki przez Magórkę Radziechowską i Glinne.
Trasa o tyle wdzięczna, że
od Skrzycznego jedzie się granią gdzie kilka lat temu wycięto las i
widoki są non stop.
Trasa Dzień Drugi
Rozstaje drogi Rycerka vs Nowa Sól, Kierujemy się asfaltem
do Rycerki Górnej, Rycerki Kolonia aż do początku żółtego szlaku na Wielką
Raczę, potem już owym szlakiem na górę aż do schroniska. Następnie czerwonym
(granicznym) dłuuugo bo aż do końca do Rycerki :). W połowie drogi możliwość
posilenia się w schronisku na Przegibku. Sam szczyt Wielkiej Rycerzowej na
rowerze można sobie darować chyba, że ktoś potrzebuje potrenować noszenie
roweru, i ominąć szczyt pomarańczowo czerwonym szlakiem prowadzącym do
schroniska.
Przemyślenia:
Dziękuję Radkowi za ciepłe słowa. Po górach jeżdżę już około
16 lat i przez ten czas nauczyłem się, że to góry są mocniejsze. Dlatego nawet
gdy jest moc w nogach, gdy są umiejętności uważam, że trzeba do tego podchodzić
z dużą pokorą, bo najważniejsze to wrócić w jednym kawałku i móc planować
następny wyjazd. A jak ktoś ma wątpliwości co dzieje się w przeciwnym przypadku
to zapraszam do lektury akcji Ślęża.
Ad zainteresowanie turystyczno/ sportowym jeżdżeniem po
górach to już wiem jak zwiększyć liczbę uczestników. Za prowadzenie wycieczki
po górach trzeba brać pieniądze. Firmy, które organizują wyprawy MTB i Enduro
mają w tej chwili pełne turnusy :P.
MEGA !!!
OdpowiedzUsuń