Mazovia Kazimierz, puławy, Nałęczów - relacja Łukasza






Weekend z wyścigami w rodzinnych stronach zaplanowałem kilka miesięcy wcześniej.
Starałem się też jakoś wstrzelić z formą, żeby pokazać się z dobrej strony :)

Czasówka Kazimierz Dolny 12.07.2013
Nigdy wcześniej nie brałem udziału w tego typu zawodach, dlatego kilka
dni wcześniej podpytałem Marcina jak się przygotować. Guru polecił
mocną rozgrzewkę składającą się z kilku sprintów i mocne pobudzenie
suplementami Nutrend. Tak też zrobiłem. Przed wyjazdem z domu
zaaplikowałem sobie żel ENDUROSNACK i fiolkę 60ml GUTARa. Pobudzenie
było znaczące :) bez problemu pokonałem 15km dojazd do Kazimierza z ok
2km podjazdem. Na miejscu szybka rejestracja kilka sprintów na rynku i
start :)
Od początku poszedłem na maxa. Podjazd ulicą Zamkową jest mi znany od
lat, dlatego przyjemnie pokonywało mi się kolejne metry :) Po
dojechaniu do mety padłem. Mimo tak krótkiej trasy wysiłek był
znaczący. Po kilku minutach odpoczynku zjechałem na dół, gdzie czekał
na mnie przygotowany przez żonę bidon z REGENERERem :)
Na wyniki trzeba było poczekać do zakończenia przejazdu ostatniego
zawodnika. Opłacało się zaczekać :) Wynik 3 min 36 s pozwolił na
zajęcie 3 miejsca w kat. M2 oraz 10 miejsca OPEN na 130 startujących
:)
Z ciekawostek na pewno był to najdroższy wyścig zestawiając wpisowe z
czasem jego trwania - 30 zł za 3min 36s :).

Puławy 13.07.2013
Tydzień przed maratonem robiłem objazd ok 30km z 55km trasy.
Zapowiadało się ciekawie w zestawieniu z zapowiadanymi opadami
deszczu. Rano przed maratonem zmieniłem opony z Maxxis Larsen Oriflame
2,0 na Tioga Red Phoenix 1,9. Przed maratonem zrobiłem kilka
przejazdów i przypomniałem sobie, że mimo niskich klocków Tiogi są
strasznie toporne i mają duże opory toczenia :/ Zostało kilka min do
startu i ciemna chmura, więc nie było mowy o szybkiej przekładce opon
:)
Początek to kilka kilometrów kostki brukowej na przemian z twardą
drogą wzdłuż wału wiślanego. Jechało się fatalnie, ciężko było się
utrzymać w sektorze. Dopiero na pierwszym podjeździe opony pomogły i
bez problemu mogłem łyknąć kilkanaście osób :) Na zjazdach też jechało
się pewnie i bezstresowo :) Jednak podjazdów i zjazdów w porównaniu do
płaskich i szybkimi polnych dróg było jak na lekarstwo. Błota
praktycznie nie było, w pierwszą kałużę wjechałem chyba po 30km :)
Poza tym trasa została mocno zmodyfikowana w celu zapewnienia
bezstresowego przejazdu dla mniej doświadczonych zawodników. Szkoda,
ponieważ wycięto najciekawsze miejsca, które na pewno zostały by
zapamiętane :)
Na metę wpadłem po 2h 5min zajmując miejsca 16 M2 i 57 OPEN dystans Mega.
Trasa jak na Mazovię w miarę ciekawa, gdyby nie modyfikacje byłaby
super. Na pewno lepsza niż Sandomierz na ŚLR.

Nałęczów 14.07.2013
Po Puławskim maratonie zraziłem się do opon Tiogi i na obręcze trafiły
zakupione w promocji w Puławach Geax Mezcal 2,1 TNT :)
Spodziewałem się, że w razie opadów może być trochę ślisko, ale na
Mezcalach 1,9 przejechałem błotny Lublin i Nałęczów w 2010.
Niedzielny poranek, całonocne opady deszczu oraz wspomnienia błota
2010 skutecznie demotywowały do jazdy w Nałęczowie. Jednak wniesiona
opłata startowa i chęć rywalizacji zmotywowały mnie do startu :) Na
dojeździe do parkingu wycieraczki ledwo usuwały wodę z szyby w
samochodzie. Taka pogoda skutecznie zweryfikowała listę startujących
:) Z rozmów słychać było, że błotny 2010 rok i rachunki za serwis
zostały ludziom głęboko w pamięci :)
Start w Parku Zdrojowym wyglądał efektowniej niż z pól na Skandii.
Początek wyścigu po asfalcie i płytach był idealny pod kątem
ustawienia się na czubie przed błotkiem. Po kilku km jazdy w deszczu,
ale po utwardzonych drogach pojawiło się błoto :D Po tych kilku
kilometrach wiele osób podjęło decyzję o zjechaniu na FIT albo o
zakończeniu wyścigu. Ten odcinek był mi znany, wrzuciłem łańcuch na
blat i starałem się jechać prosto. Zachowanie opon zaskoczyło mnie
bardzo na plus. Wg mojego odczucia bieżnik Mezcala od 2011 roku lepiej
spisuje się w błocie. Wpływ mają na to rzadziej rozstawione klocki
dzięki czemu opona łatwiej się oczyszcza. Po klejącym błocie pojawiły
się odcinki na szutrówkach i asfaltach. Na trasie można było spotkać
wielu życzliwych kibiców oferujących wodę i ręczniki papierowe :D
Podobno była też jakaś pani z motyką czy widłami, ale ja na Mega nie
widziałem :))) Po ok 30 km wjechaliśmy do Kazimierza Dolnego, gdzie
mieliśmy do pokonania podjazd ulicą Zamkową, tak ten sam co na
czasówce w piątek. Masa dopingujących ludzi sprawiła, że tempo na
podjeździe było niewiele niższe od tego z piątku :)) Ktoś ze stojących
na chodniku krzyknął, że jestem 41 open i żebym gonił. Takie info
mocno mnie zmotywowało i kilka kolejnych kilometrów jechało mi się
znakomicie, deszcz też przestał padać W okolicy 40km próba wrzucenia
na blat zakończyła się zakleszczeniem dwóch ogniw łańcucha między
blatem a przednią przerzutką :/ Nie dało się niczego ruszyć. Nie byłem
też w stanie rozkuć spinki, która była totalnie zapchana błotem.
Dopiero odkręcenie obu przerzutek pozwoliło na wyciągnięcie łańcucha.
Niestety ta przygoda kosztowała mnie ok 20 min straty, wystudzenie
organizmu oraz działającą tylko środkową koronkę :/ W takiej
konfiguracji napędu jazda po błocie była bardzo ciężka, przerzutka co
chwila była zaciągana pod dolne widełki z powodu słabego napięcia
łańcucha :/ Maraton udało się ukończyć i zająć 10 miejsce M2 oraz 46
Open, jednak strata do zwycięzcy ogromna.
Po maratonie linki, pancerze oraz suport do wymiany oraz serwis piast i amorka.
Sporym zaskoczeniem było NIE starcie się klocków hamulcowych do zera,
gdzie podobno ludzie metaliczne XTRy wykańczali :)

Podsumowując weekend całkiem udany :)

Mazovia 12h - relacja Szymona



W tegorocznej Mazovii 12h planowałem wystartować od momentu przejechania linii mety zeszłorocznej edycji – świetna, kameralna atmosfera, własne tempo i do tego brzmi dumnie.

Plany planami, ale przygotowań było tyle na ile czas pozwolił.

Ostatni tydzień przed startem upłynął na faszerowaniu się kaloriami. Na tydzień przed – niespodzianka – doczytałem, że w tym roku wyścig jest w godzinach 12-24 a nie 9-21 jak w 2012. Niby jestem szczęśliwym posiadaczem świateł do roweru, ale raczej sygnalizacyjnych niż oświetlających. Szczęśliwie Cyklon obiecał coś zorganizować.

Ponieważ rejestrowałem się wcześniej niż Łukasz, org zapewniał mnie, że na liście wyników pojawię się jako zawodnik KK Cyklon.

Jak napisał Łukasz – w dniu startu pogoda dopisała, chyba nawet za bardzo.

Od startu kilka okrążeń jechaliśmy razem z Łukaszem, który narzucił dość mocne tempo. Bałem się, że zbyt mocne, ale dało radę.

Trasa szybka, nieznacznie zmieniona w stosunku do roku poprzedniego – odpadły 2 miejsca z piachem. (dokładnie można zobaczyć tu:http://www.youtube.com/watch?v=PvNJ1aQd8ss&feature=youtu.be )

Upał i wysiłek dały popalić – momentami nawet wypicie czegoś sprawiało problem, o zjedzeniu nie wspominając. Żeby wchłonąć „obiad” i „kolację” musiałem się najpierw położyć na minutę – dwie, a dopiero potem wsuwać.

Potężny kryzys dopadł mnie w okolicach „kolacji”, czyli po godz. 20. Blisko 30 minutowa przerwa pozwoliła się jednak dobrze zregenerować.

Jak się nad tym zastanowić to jest to dość niesamowite – dawniej zsiadając z roweru w takim stanie głowę bym dał, że z powrotem na niego nie wsiądę, bo jako-taka regeneracja zajmie 2 dni najmarniej. A tu się okazuje, że wystarczy 20 minut i trochę łatwo przyswajalnych kalorii, żeby jechać dalej.

Po tej przerwie zaczęło się powoli ściemniać i robić chłodniej – początek pierwszego okrążenia przejechałem niemal szczękając zębami, ale nowe dostawy energii i wysiłek szybko mnie rozgrzały.

W bazie żona przykazała ciąć ostro, bo jestem „na minuty” z dwoma innymi w walce o 2-gie miejsce w M3. Pierwszy ma sporą przewagę. Także szybki montaż oświetlenia (na razie bez czołówki z Reala – również za 27,90) i w drogę.

Nowe kalorie, chłód wieczorny i super-hiper-wypasiona latara wypożyczona za pośrednictwem Cyklona zdziałały cuda. Ostatnie, nocne okrążenia upłynęły mi na wyprzedzaniu innych. Żona w locie wymieniała bidony, dzieci dopingowały prawie do końca (aż padły spać na ławkach). Kryzys pojawił się na 17-ej pętli. W jej trakcie wiedziałem, że okrążenie zajmuje mi chyba ok. 40 minut, więc jeśli będę miał więcej niż 45 minut do końca, to powinienem jechać dalej. Przez linię przejechałem chyba o 23:11 i padłem na trawę ze słowami „dosyć, nie dam rady”. Na szczęście żona postawiła mnie do pionu mówiąc, że mam czas i dam radę, podstawiła sok typu multiwitamina (kg cukru na litr soku chyba) i posłała na trasę. Jak się okazało moc wróciła. Po 3 km dogoniłem 2 zawodników, z których jeden okazał się być wysokim jegomościem w charakterystycznym zielonym stroju MyBike. Pytam się go więc „Wojtek, które kółko jedziesz?” po chwili ciszy słyszę odpowiedź „Szymon?.... 18-te, a ty?” „No ja też :)”. Doszedłem pierwszego! Jednak po tej wymianie zdań dostał najwyraźniej kopa, bo pognał jak szalony.

W efekcie dojechałem na metę 28 sekund po Wojtku o godzinie 23:51. Trzeci w M3 skończył na 17 okrążeniach.

W generalce zająłem 11 miejsce. Nie da się ukryć, że jeden czy dwóch mocarzy więcej w M3 wiele by zmieniło, ale skoro ich nie było :) Najmocniejsza znowu okazała się kategoria M4 – w tej bym się nie zmieścił na podium. Bez pomocy taktyczno-technicznej żony też bym nie dał rady.

Relacja Łukasza z Mazovii 12h








Zaczęło się od rozmowy z Cyganem na początku sezonu, po której
nabrałem ochoty, żeby spróbować sił w Mazovi 12H. Planowałem długie
treningi z niską intensywnością oraz próby jazdy po zmroku w terenie.
Niestety życie szybko zweryfikowało plany i zarówno na długie treningu
jak i śmiganie w nocy zabrakło czasu :/

W czwartek podjąłem decyzję jadę jeśli pogoda nie będzie taka jak w
błotnym Wieliszewie 2011 na Mazovi 24H. W piątek wieczorem lał deszcz,
ale mimo to kupiłem czołówkę w Realu za 27,90zł i liczyłem na lepszą
pogodę :) Na szczęście w sobotę obudziło mnie piękne Słońce :)

W biurze zawodów zgłosiłem chęć występu w barwach KK Cyklon. Dostałem
odpowiedź, że drużyny to są tylko DUO albo QUATRO, a w SOLO nie ma to
znaczenia, ponieważ nigdzie się to nie pojawia. Pojawiło się,
wystartowałem jako AKD, ale w ciuchach KK Cyklon :) Dziwne, że tak
doświadczony org nie ogarnął swojego systemu, ale może to przez ten
upał :)

Punktualnie o 12:00 biegiem ruszyliśmy z Cyganem i resztą zawodników
do leżących 100m dalej rowerów. Po przebiegnięciu mat z pomiarem czasu
zaczęło się kręcenie kilometrów. Pierwsze okrążenie to rozpoznanie
trasy i jazda w lekkim tłoku.
Po piątkowych opadach zdarzały się krótkie sekcje kałuż. Jednak ponad
30 stopniowy upał spowodował, że po kilku godzinach zostały tylko dwa
odcinki, gdzie można było się przejechać na błotku, co też mi się
przydarzyło na 16 kółku i zakończyło efektowną glebą :D Między 90km a
100km dopadł mnie kryzys. Czułem, że tempo mam coraz gorsze, a plecy
bolały niemiłosiernie. Poza tym miałem problem, żeby cokolwiek zjeść
:/ Zdecydowałem się zjechać na dłuższą przerwę. Po ok 20-30 min
ruszyłem zdobywać kolejne okrążenia. Mimo to czułem, że coś jest nie
tak. Problemem było zbyt wysokie ciśnienie powietrza, które
zaaplikowałem w obawie przed większym błotem. Po zmniejszeniu do ok
2,5ATM jechało się nieporównywalnie lepiej :) Powinienem to zrobić po
drugim okrążeniu, jednak w ferworze rywalizacji i przy panującym upale
zapomniałem. Od tego momentu, aż do zmroku jechało mi się znakomicie.
W końcówce przez słabe oświetlenie straciłem kilkanaście minut i w
efekcie możliwość przejechania 19 okrążenia.

Podsumowując udało się przejechać 18 okrążeń na pętli ok 12,5km co
daje w sumie 225km w czasie netto ok 10h 8 min. Cały wyścig
zakończyłem ok 23:40 z bananem na twarzy z powodu 2 miejsca w kat. M2
i pierwszego pudła :) Wygrana w kat.M2 (20okr) jak i OPEN (22okr!)
była poza zasięgiem, ale biorąc pod uwagę start bez większego
przygotowania do tego typu wyścigu jestem zadowolony. Trasa na każdym
okrążeniu potrafiła czymś zaskoczyć mimo, że pokonywało się ją kolejny
raz.
Super atmosferę tworzyły dzieciaki Cygana dopingujące nas od początku
do praktycznie samego końca wyścigu :)
Podziękowania należą się mojej żonie Madzi, która towarzyszyła mi
przez cały wyścig, dbając o bidony i potrzebne akcesoria w trakcie
rywalizacji :)
Mam nadzieję, że zbytnio nie przynudzałem i ktoś dotarł do końca relacji :D

Kolejny weekend za nami

Mija kolejny weekend.
Drugi raz pięcioosobowy skład szossowców zaznaczył swoją obecność na Rondzie Babka.
MTB - owcy też działają, najwięcej napracował się Łukasz Łyjak zajmując w trzech kolejnych edycjach Mazovia MTB wysokie miejsca open i w katagorii (3 M2, 16 M2, 10 M2).

Z tydzień szosowcy wybierają się na wyścig do Poznania.
MTB - owcy zapowiedzieli swój udział w cyklu Poland Bike oraz w Memoriale Bercika.