Sołtys wraca do domu. Droga czołgowa na poligonie w Sulejówku |
A wiec nastał lipiec, miesiąc kiedy prawdziwy Polak cyklista
może zacząć narzekać, że jest za ciepło,
słońce grozi udarem, sucho okrutnie więc drogi pylą, mazowieckie piaski gwałtownie
rozsypują się w małe nieprzejezdne Sahary. Więc ogólnie to można iść na basen
kryty a nie na rower.
Oczywiście o ile nie jest się w zaawansowanym stadium Cyklon
cyklozy. Tak więc zamiast spokojnie sączyć zimne drinki w cieniu mazowieckich
sosen w dniu 26 lipca całkiem liczne grono Cyklonów (i jedna Cyklona) w składzie Kasia, Rafał, Łukasz, Przemek i Sołtys wybrali się
do Marek na Memoriał Bercika.
O imprezie więcej można poczytać tu: http://bercik.netweb.pl/
Impreza wysoce kameralna w porównaniu do takich masówek jak
Mazovia lub Poland Bike Maraton i podobno trasa miała być ciekawa....
Hahhahahahah po Mieroszowskich przejściach to Sołtys do hasła „ciekawa trasa” podszedł z lekkim niedowierzaniem. Pewnie kilometry szutrów przeplatane łąkami, znaczy można wziąć przełajówkę i zobaczyć co się stanie. Żeby było weselej Przemek, który razem ze mną dojeżdżał przybył tradycyjnie na All mountainowym full’u wiec wyglądaliśmy jak Flip i Flap.
Hahhahahahah po Mieroszowskich przejściach to Sołtys do hasła „ciekawa trasa” podszedł z lekkim niedowierzaniem. Pewnie kilometry szutrów przeplatane łąkami, znaczy można wziąć przełajówkę i zobaczyć co się stanie. Żeby było weselej Przemek, który razem ze mną dojeżdżał przybył tradycyjnie na All mountainowym full’u wiec wyglądaliśmy jak Flip i Flap.
Zapisy i inne przedstartowe zawiłości sikania po krzakach
pominę milczeniem. Brygada bardziej zaprawiona w PB pojechała dystans SPORT
czyli 3 pętle po około 18 km, a załoganci pokonujący tysiące metrów górskich
podjazdów wybrali wersję 1 pętli.
Ta jedna pętla to miało być takie spokojne ściganie, ale z
drugiej strony przy takim dystansie nie ma się co obijać tylko w trupa trzeba
jechać. Start to dla mnie ciężkie przeżycie, nie przyzwyczajony do dawania pełnej mocy od razu się gotuję. Ale to ino moment, pierwsze
przewężenie, krawężnik do przeskoczenia i już kosztem cudzych snejków pozycja
się poprawia, a potem rzut beretem i wpadamy do lasu. A tam normalnie fajnie
się robi, znaczy nie fajnie bo startując z końca peletonu i nie ogarniając
pierwszych 2km na asfalcie jadę z w towarzystwie mazowieckich MTBowców
krzyczących, że „ostro jest”. Fakt trasa
prowadziła niekończącym się singlem niebywałej jak na Mazowsze urody. Non stop, góra, dół, piach, korzenie, zakręty z piachem korzeniami, potem lekko podmokłe twarde
fragmenty ze śliskimi zakrętami, dużo stromych, sztywnych uphilli, które CX’em
trzeba było atakować na pełnym gazie.
Przemo na singlach Memoriału Bercika |
Ogólnie moje pierwotne, absolutnie nie
sportowe, założenie żeby pojechać w górnych granicach 3 zakresu tętna i powoli
acz systematycznie piąć się do góry wyprzedzając kolejnych ugotowanych kolarzy
padło po około 15 min. I to padło dramatycznie bo nagle pod lewą nogą poczułem luz i skonstatowałem,
że do buta owszem mam przyczepioną korbę ale korba do roweru przyczepiona już
nie jest.
Zgodnie z zasadą, że w ciężkich chwilach trzeba ciężko upaść
pod stół, zatrzymałem się w pobliskich krzakach i korzystając z magicznego
plecaka Sołtysa zawierającego mały warsztat rowerowy szybciutko korbę
przymocowałem na jej standardowe miejsce. W czasie serwisu oczywiście znowu
wylądowałem na końcu stawki. Więc teraz był czas aby pokazać co złota strzała
potrafi. Tym samym zaczęło się już normalne zapier…. w 4 zakresie tętna co u
wiekowego Sołtysa oznacza wskazania powyżej 180. Ale i zabawa była przednia,
jeszcze więcej zakrętów, poślizgów, podjazdów, podbiegów pod super piaszczyste
wydmy. Oczywiście po 15 minutach trochę bardzo się ugotowałem ale akurat
dogoniłem Przemka, który powiedział „już niedaleko”. Niesiony tą myślą
pociągnąłem dalej nie świadom, że to była dopiero połowa. Powiedzmy sobie szczerze, CX
na takiej trasie ma dużo zalet tj.: lepiej skręca, lepiej przyspiesza na
wyjściu z zakrętów, zachęca do atakowania podjazdów na pełnej prędkości. Ale
też cienkie opony i sztywny widelec dają dosyć wyrafinowany generator
trzęsienia. To trochę daje się we znaki. Gdzieś po ¾ wyścigu zacząłem mieć
doła. Ale konkurenci też już chyba nie tryskali energią bo jakoś pusto się w
około zrobiło.
Kasia w akcji |
Na koniec jeszcze kilkadziesiąt metrów jakąś syf koleiną z
radioaktywnym pyło błockiem i agresywny finisz. Znaczy prawie agresywny bo
przed finiszem był nawrot 180 stopni i Sołtys malowniczo driftował
niebezpiecznie blisko płotów. Nic to jednak, potem to już ostatnie metry full speed ahed
finisz na stojąc bo przecież ludzie się patrzą to się nie przyznam, że w tym
momencie oddałbym rower za butelkę piwa.
Przemek finiszuje jakieś 2 min później. Ogarniamy
powyścigowy talon na makaron, dokładamy niskoalkoholowego Żywca i mordki
zaczynają nam się śmiać bo to było naprawdę
50 min dobrego grzania po ścieżkach.
Michał aka Sołtys na mecie |
Żeby nie było, to nie był koniec przygód na ten
dzień. Do domów wracaliśmy rowerami i postanowiliśmy się nieco zgubić. Jak
postanowiliśmy tak wylądowaliśmy na poligonie miedzy Rembertowem i Sulejówkiem.
Były drogi czołgowe (takie długie piaskownice) gdzie przełaj zapada się w
piasku po ośkę, były drogi donikąd, były znaki „uwaga teren niszczenia”, była
strzelnica a nawet dwie. I naprawdę pod koniec miałem już dosyć tego gubienia i na widok kolejnych umocnień zacząłem lekko chować głowę między ramiona i zastanawiać się kiedy zaczną strzelać.
Na szczęście koniec końców spotkaliśmy przyjazny sklep monopolowy gdzie
raczyliśmy się colą oglądając przedziwne scenki rodzajowe, a to para Szkotów w
strojach ludowych hasa sobie po ulicy, a to pan zdrożony imprezowym życiem
nabywa nalewkę barmańską za 7,5 po czym po wyjściu ze sklepu wyjmuje z kieszeni kubańskie cygaro i odpala
je nonszalanckim ruchem.
Taka to dziwna sobota była, wyniki też okazały się łaskawe bo mieściliśmy się chyba w pierwszej ćwiartce a dokładniej Sołtys 24 open i 11 M2 (juuupi wicąż M2), Przemek open 35 i M2 16.
Ogólnie to bardzo pozytywna impreza, mało nadęcia,
atmosfera kameralna i trasa, która nie była trudna ale była ciekawa i trzeba
było cały czas ogarniać rower. Memoriał Bercika wpisujemy na stałe do naszego startowego kalendarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz