Góry Suche - drifting dla początkujących

Mieroszów, przepiękne to jest miasteczko. Rynek przeuroczy. Góra parkowa kształtna. Władza lokalna przemiła. Rowerzystom przez środek ratusza przejeżdżać pozwala!!! Ale jakieś małe te górki...... bęc.






Zawitaliśmy w nieznanych nam jeszcze górach Suchych. W zasadzie to takie pagórki aspirujące do 900 m wysokości. Czyli prawie nic. Okolica wręcz bajkowa. W Mieroszowie klimat jak by czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Rynek, kamienice i to uczucie, że nikt się nie śpieszy. Obok Sokołowsko. Sielanka 110%, miejscowość sanatoryjna. Dawne domy zdrojowe, dwa sklepiki, kawiarenka, fontanna... bajka. A dookoła pagórki.

 Celem wyjazdu była impreza EMTB, czyli miało być trudno. Skład Cyklonowej Ekipy to Przemek eS, Michał Dab i Ja Michał przez niektórych czule zwany Sołtysem. Zawody miały być w sobotę. Dlatego w Mieroszowie wylądowaliśmy dzień wcześniej, aby niepomni naszych przejść na Ślęży zrobić objazd trasy i nie bawić się w sapera badającego pole minowe własną nogą. Poranne składanie rowerów, szukanie skarpetek i zdobywanie mapy okolicy to normalna wyjazdowa codzienność. Nowością był obłędny upał. Potem zabawę czas zacząć.


 Pump track, góra Parkowa, Mieroszów.


 OS1 (prolog) - Góra Parkowa 

Kilkaset metrów sztucznego singla i przejazd przez ratusz, strome schody i kawałek miasta. Dla potworów z pełnym zawieszeniem i sporą ilością centymetrów ugięcia nie było to wyzwaniem.


Gdzieś w górach Suchych :)

 OS 2 - Antrakcik 

Dojazdówka z uphillem przez pole (dawne lotnisko) w 100 stopniowym upale nieco nas wyczochrała. Ale już po chwili jesteśmy na singlu OS2. Początek niewinnie wyglądającą ścieżką wśród malowniczych traw. A potem uppss robi się stromo, stromo i ślisko a w zasadzie stromo, ślisko i nie widać pod liśćmi po czym się jedzie. Ale na spokojnie da się po tym zjechać. Znaczy da się przeżyć, nie mówimy tu o ściganiu.


Dojazdówka dla smakoszy


 OS 3 - Ojojoj 

Dojazdówka na OS 3 dała do myślenia. Najpierw zagotowałem się konwencjonalnie walcząc do upadłego na podjeździe, gdzie spokojnie mogłem głowę oprzeć na kierownicy. Potem zagotowałem się dokumentnie wnosząc rower na plecach prze kolejne kilkaset metrów i zastanawiając się co nas czeka po drugiej stronie górki na, którą wchodzi się na czworaka :). Oczywiście po drugiej stronie górki zaczynał się OS 3. A w zasadzie lepsze określenie to spadał na twarz.


OS3, pierwsza ścianka


W zasadzie problemem OS3 nie było nastromienie ale pionizacja absolutna. Jak zobaczyłem tą ścieżkę na żywo to najpierw zacząłem się rozglądać za punktem do założenia liny asekuracyjnej. Próba zjechania zakończyła się moim załamaniem nerwowym po około 3 metrach. Ja wysiadłem z roweru łapiąc się okolicznych krzaków a rower podążył dalej. Wszystko przy szaleńczej prędkości około 5 km/h. OK ześlizgnąłem się na tyłku do najbliższego zakrętu. Tam już było prawie płasko więc zaczęły się kultowe kamyczki.


 OS3, płasko.


Małe łajdaki wyglądają normalnie jak w każdych górach, ale leżą luźną warstwą i doskonale się po sobie ślizgają. Trakcja wyraźnie nie istniejąca. Więc kolejne kilkanaście minut to pierwotna walka o byt, nie kontrolowane poślizgi itp.. Ja sobie wbiłem kawałek roweru w łydkę, będą bardzo malownicze blizny. Od połowy OS3 odkrywam w sobie zew krwi i zjeżdżam po jakiś niewyobrażalnych stromiznach. Na dole cała nasza trójka wygląda jak by zobaczyła przed chwilą stado duchów. Zaczynamy wątpić.


OS3, czyli płasko inaczej

 OS4 - O, płasko 

Tu przywitała nas zagubiona w rzeczywistości ścieżka, której główną trudnością były zakopane w liściach i trawie kamienie. Zupełnie nie wiadomo dlaczego Przemo na OS 4 wywinął piękne OTB i próbował sobie złamać nadgarstek. Na szczęście nie dał rady.


Sielska dojazdówka na jeden z OS


 OS5 - rower zostań ze mną 

Standardowy singielek. Kamienie, trawa, nastromienie coś koło 90 stopni. Jeszcze więcej kamieni i jeszcze więcej korzeni. Nastromienie rośnie i za chwilę przejdzie w przewieszkę. Doślizgujemy się do "ścianki". Patrzę na nią i naprawdę nie widzę tej optymalnej wymarzonej linii przejazdu. Nie widzę też linii nie optymalnej. Ogólnie jestem przeszczęśliwy, że udało się zatrzymać rower i teraz serią skomplikowanych ruchów, trzymając się zbawiennych młodych jaworów, opuszczam się na dół mniej więcej na kończynach dolnych starając się utrzymać przy sobie rower. Przemo znowu zostaje królem OS'a prawie gubiąc rower, który bezdusznie słucha się grawitacji i nie chce zaczekać na właściciela. Potem kilkaset metrów ślizgania się po kamieniach wąskim singlem i jedziemy dalej. "Ścianka" z tego OS będzie mi się śnić po nocach...


OS6, ścianka, zakręt, uskok, kamyczki


OS 6 - A może jednak hamować? 

Z coraz większą traumą wyrytą na twarzach dotaczamy się do OS 6. Jest fajnie, szeroka prosta ścieżka. Odpuszczam hamulce a potem przez kilkaset metrów bardzo wyprzedzam kolegów pokonując kolejne ścianki i uskoki. Było super, a to, że po prostu nie mogłem już zwolnić bo cholerne kamyczki ślizgały się razem z moimi oponami to nieistotny szczegół. Ale to dopiero 1/3 OS 6.



OS 6, Sołtys udaje że zbiera poziomki,


A dalej czeka nas kręty singiel, dokładnie wypełniony stertami luźnych kamieni, po których sunie się jak po lodzie. Wykonanie zakrętu w tych warunkach jest niezłym przeżyciem. Po drodze zatrzymujemy się, wywracamy, ślizgamy i załamujemy się dalej. Prędkości zjazdowe znowu nie przekraczają 10 km/h. Na OS 7 już nie jedziemy. Mamy dość.



Singiel w pobliżu schroniska Andrzejówka

I jak tu żyć?

Po przemyśleniu sytuacji dochodzimy do wniosku, że to będzie strasznie krępujące robić na połowie OS'ów dłuższe przerwy na schodzenie z roweru i ześlizgiwanie się z najtrudniejszych odcinków na tyłku. Na objeździe pojechaliśmy najlepiej jak umiemy i okazuje się, że mamy jeszcze do odrobienia kilka lekcji z techniki jazdy :). W zawodach nie startujemy. Smutne ale prawdziwe. Następnego dnia w ramach leczenia nadszarpniętego ego wykręciliśmy pętlę około 50 km w góry Sowie.



Sobota, Góry Suche, zielony graniczny


Po drodze góry Suche uraczyły mas kilkoma piono wjazdami i piono zjazdami. Co ciekawe turyści w tych okolicach jacyś nerwowi. Jak tylko hamulce zapiszczały to wszyscy pryskali ze ścieżki. A może już przyzwyczaili do rowerzystów krzyczących "nie mogę się zatrzymać, ratunku!!!". A w niedzielę totalnie już ugotowani panującymi upałami i ogólnie wymęczenie zaliczyliśmy jeszcze, krótki wypad po okolicach Mieroszowa. I tu odnajdujemy prawdziwego ducha gór Suchych. To działa tak. Najpierw niewinnie wyglądająca szutrowa droga. Czasem nawet stroma. Ale przewyższeń niewiele więc jest lajcik. Potem dla nie niepoznaki urocza ścieżynka przez łąkę... a potem wjazd do lasu i ponowa ścieżka w dół lub w górę. Przy okazji ścieżka ma ze 30cm szerokości i naprawdę trzeba się na niej pilnować.



Podsumowanie

Efekty sportowe wyjazdu równe ZERO. Efekty krajoznawczo rowerowe SUPER. Mimo że nie wystartowaliśmy w zawodach cała trójka mocno się podciągnęła w pokonywaniu stromizn oraz poznaliśmy nowy, ekscytujący kawałek polskich gór.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz