Czuć zapach wiosny - pierwszy wypad w Świętokrzyskie

W zeszłym tygodniu prawie każdy biker z grupy objętej opieką Adama miał delikatną sraczkę przed testem. Jak wyjdzie, co to będzie, ile watów, czy wytrzymam, nie mogę przez ten test spać itd. I cały czas myśl o tym czy zimowe treningi przełożą się na przyjemność w terenie..... 




Grupa Barowa wpadła na pomysł, co by w ramach rozprężenia w weekend następujący po teście spenetrować jakieś pasmo górskie. Snuliśmy plany i marzyliśmy jak to będzie bosko pojeździć dwa dni po górach. Cały misterny plan legł w guzach jak się okazało, że test będzie miał tygodniową obsuwę. I co tu robić… ? Test testem, ale fun też musi być. 



Szybka zmiana planów i powstał projekt niedzielnego wyjazdu w świętokrzyskie. Prawdę mówiąc do końca w niego nie wierzyłem. Myślałem, że zaraz kogoś pies pogryzie, albo głowa rozboli i nic z tego nie wyjdzie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy rano w telefonie nie znalazłem żadnego smsa odwołującego wyjazd. Zebrałem szybko rzeczy i ruszyłem na wcześniej umówione miejsce zbiórki. I tu drugie zdziwienie – Michał już czekał. 




Podjarany jak paczka mocnych zaczął mi opowiadać jaką trasę zrobimy wodząc palcem po mapie. Prawdę mówiąc niewiele z tego udało mi się zapamiętać. On już tam był i wie chłop o czym gada, a ja? Ja tylko skromnie słuchałem i wyobrażałem sobie jak to koledzy mnie niebawem w tych górach przeczołgają. Ale co tam, raz się żyje. Za chwil kilka pojawił się Przemek. 



Szybkie pakowanie samochodu i w drogą. Transfer w świętokrzyskie nie był tak do końca idealny, miejscami mgła i mega kolba w okolicach giełdy w Słomczynie spowodowała, że na miejsce dotarliśmy stosunkowo późno.



Od razu pojawiły się obawy, że czasu będzie mało. Przebiórka w ciuchy rowerowe była błyskawiczna i w oka mgnieniu każdy już siedział na swoim siodle. Ruszyliśmy ….



Najpierw asfaltem z Huty Szklanej ciutkę pod górę do Klasztoru. Klasztoru oczywiście nie miałem okazji zobaczyć bo Przemo i Michał napaleni na zjazdy buchnęli jakimś szlakiem w dół. Pomyślałem sobie, że chyba tego dnia to się nazjeżdżam. 



Wytelepało mnie na sztywniaku, ale jakoś bez większych trudności dojechałem na dół. Później dopiero doszliśmy do wniosku, że najgorsza pierwsza górka i pierwszy zjazd. Z czasem jakoś organizm się przyzwyczaja, odruchy są bardziej naturalne i płynne. Człowiek po prostu nie ma wyjścia i musi się przestawić na nieco cięższe niż mazowieckie warunki.




Po zjeździe kawałek neutralnego i podjazd na Kobylą Górę. Kawałek fajnego tyrania. Tam już czułem, że to nie będzie zwykłe koleżeńskie toczenie się do przodu tylko konkret jazda. Byłem szczęśliwy. Po wjeździe Michał poprowadził szlakiem, który nie zasługiwał na miano ścieżki. Na szczęście to nie ja nawigowałem tylko koledzy jako stali bywalcy. 



Najcięższy był podjazd prowadzący na Łysicę i Przełącz Mikołaja. Początek był ciężki bo nas psy pogoniły. Goniły Was kiedyś psy pod górę? Mega zabawa – polecam. Najfajniej to się z tymi psami bawił Przemo. A później to ciężko było się zorientować czy w ogóle była tam ścieżka. Coś na kształt drogi może i było, ale jak się nad tym głębiej zastanowić to grzaliśmy nie wiem którędy. Na pewno nie potrafiłbym pokazać tego na mapie. Dalej było już pozornie lżej. Czyli zjazd, na który czekali chłopaki. Przemo i Michał pomknęli na dół na swoich fulach, a ja za nimi. 




Ciekawie się człowiek zachowuje jak jedzie w grupie. Jakbym był sam to pewnie super ostrożnie bym ten zjazd wziął, ale w grupie? Jakiejś takiej odwagi człowiek nabiera, a i ryzykuje częściej nie wiedzieć czemu. Później jeden ze zjazdów wzięliśmy pod górę no i tam już rozmowy umilkły. Monotonnie korba za korbą pod górę po korzeniach i kładkach i powrót na parking.



Trasa pierwsza klasa jak na początek sezonu, wiosna,  towarzystwo wyśmienite. Zabrakło Rafała niestety. Ale patrzymy z nadzieją na kolejne wyjazdy. Warto w tym miejscu z całą stanowczością stwierdzić, że projekt treningów zorganizowany przez prezesa Marcina przy współudziale trenera Adama sprawdza się fenomenalnie. Nie jest to co prawda szczytowa forma, ale tych klika cykli treningowych pomiędzy pomiarami pokazało, że kierunek jest słuszny. Jakby to przytoczył nasz wieszcz … najważniejsza jest świadomość priorytetów i dążenie do maksymalnej efektywności… A tak serio to cała nasza frakcja dziękuję za to, że może w tym projekcie uczestniczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz