To zdecydowanie nie był mój dzień. W każdym razie tak się na pewno nie zaczął. Po całonocnym bólu głowy, gardła i katarze nie byłem w formie. Nawet wycięcie i zamontowanie półek w szafie z rana nie poprawiło mojej kondycji. Prace remontowe nie są najlepszą rozgrzewk jak widać. Nicto. Na śniadanie pochłonąłem drożdżówkę, zapiłem kawą, wrzuciłem w kieszeń 2 batony i 2 żelki i na przełajówie pomknąłem do Międzylesia. Było ciepło i przyjemnie. Tak mi się wydawało, bo półtorej godziny w kolejce do zapisów skutecznie całe ciepło ze mnie wygoniło J
W międzyczasie dołączyła reszta ekipy:.....
Ostatecznie zapisałem się, zjadłem w międzyczasie batoniki
od naszego niezastąpionego partnera Nutrendu i uzbrojony w dwa carbożelki
udałem się na start. Dystans długi to sobie rozgrzewkę odpuściłem … Na dzień
dobry (pierwszy i ostatni start w sezonie) przypadł mi sektor siódmy. Sektor
siódmy jest kawałek za tym miejscem, w którym jesteś przekonany, że nic już nie
może być….
Stanąłem sobie z przodu i spędziłem miło czas na pogawędkach
z młodzieżą z WKK.
Po chwili dołączył Przemek i z bagatela półgodzinnym
opóźnieniem ruszyliśmy w drogę.
Trasa fajna, szybka, przyjemna. Na CX w sam raz, choć pewnie
na góralu by mniej trzęsłoJ
Po 50 minutach regulaminowy żelek i mknę dalej. Olałem
pierwszy bufet i robię swoje. Cały czas „lewą poproszę”, „uwaga na prawo”,
gładko idzie…. Po drodze gadki szmatki z towarzyszami, jest miło. Po kolejnych
40 minutach czas na drugiego żelka, na którym mam nadzieję ukończyć wyścig. Z
dawnych lat przynajmniej umiejętność planowania suplementacji
pozostała… Jakież zdziwienie wielkie, by nie rzec olbrzymie było gdy okazało się, że żelka brak…. Wybrał chłopak wolność gdzieś po drodze i tyle go widziałem…. Teraz wiem,
że będzie źle, pytanie tylko – kiedy??? Głód przychodzi po 10 minutach, totalna
bomba po kolejnych 10.
Ostatnie 15 kilometrów to czysta masakra. Nagle
okazało się, że korzenie jakby większe się zrobiły… i piach głębszy … Udaje mi
się dotrzeć do drugiego bufetu, tym razem staję. Wrzucam w siebie pół banana,
dwa ciastka, izo, wodę i lecę dalej.
Lecę to dużo powiedziane… po takim dystansie po korzeniach
na CX-ie boli wszystko. Naprawdę wszystko, a kierownica zaczyna lecieć z rąk co
skutkuje jedną niegroźną glebą. Na 4
km przed metą lekko odżywam i zadowolony kończę pierwszy od
2004 roku długi maraton ;-) Na mecie jeszcze niespodzianka – czeka na mnie żona
z dzieciakami. Fajnie.
7 minut po mnie wjechał Przemek, reszta chłopaków albo
wcześniej albo dużo wcześniej, bo po krótkim dystansie.
Trochę klasycznych pogadanek, makaronik, pizza i jadę do
domu.
Ogólnie fajnie, fajnie, fajnie. Dużo starych znajomych, miły
trening, dobra pogoda … i jakieś 10 minut rowerem z domu… czego chcieć więcej ?
;-)
Wielkie dzięki dla całej ekipy KK Cyklon: Przemka, Roberta,
Rafała, Arka, Janka, Kamila… dobrze było się spotkać!
Gratulacje dla Roberta-
jesteś Mocny. Pierwsze miejsce Mini M6 w generalce i na maratonie.
Czas 1:15:26
; 11 minut za zwycięzcą. 1949 rocznik –
SŁABO ?!?
Gratulacje raz jeszcze i dzięki za cały mega mocny sezon w
Twoim wykonaniu !
Na koniec garść statystyki:
Dystans: 48 (choć mi na liczniku wyszło więcej)
Czas: 2:35:33
Średnia: 18,5
HR Max 190
HR średnie 177
Miejsce 138 open, 49 kat M3 ( a ja cały czas szukam się M2 – czas jest okrutny ;-))
Nie było źle, choć mina młodego mówi, że mogło być dużo
lepiej ….
Aha, zapomniałbym … Wielkie dzięki dla Agaty Zalewskiej.
Mamy najlepsze, najbardziej widoczne, absolutnie genialne stroje. Pierwszy raz
mogłem zobaczyć je na żywo na tle towarzystwa MTB-owego i wyglądają równie
dobrze co na szosie ;-) Najlepsze w całej galaktyce. A kto uważa inaczej ten
się nie zna :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz